piątek, 10 kwietnia 2015

23. Rose ?

Witam po świętach ^^
Za dokładnie 14 dni kończę szkołę XD

Później przeżyć mature .-.
Jesteście ze mną ? :D

---------------------------------------------------------------------

Jestem zdezorientowany. Dookoła pełno ludzi błądzących w chaosie i w dodatku, obok mnie, zapłakana mama Rose. Byłem tak sparaliżowany, że nie potrafiłem jej powiedzieć ani jednego słowa pocieszenia. Cała ta sytuacja mnie przerasta.  Nie spodziewałem się, że coś może mnie tak poruszyć.
- Pani Evans ? - usłyszeliśmy. Podszedł do nad lekarz
- Co z moim dzieckiem ?
- Muszę mieć pani zgodę. Córka mocno uderzyła się w głowę spadając na chodnik, muszę jeszcze wykonać pare badań upewniających czy nie straciła przypadkiem wzroku i czy nie ma wstrząsu.
- Chryste panie... - kobieta rozpłakała się
- Robimy wszystko co w naszej mocy aby wyszła z tego bez szwanku. - pocieszył ją - Proszę tutaj podpisać. - dał jej do ręki kartkę i długopis. Miałem dziwne przeczucie, że nie powinno mnie tutaj być. Wstałem z miejsca.
- Kastiel, zostań. - usłyszałem. Nie ukrywam, zdziwiłem się. - Wiem, że przerasta cię ta sytuacja... Ale proszę cię, poczekaj ze mną. - spojrzała mi w oczy. Była blada na twarzy. Usiadłem obok niej i westchnąłem ciężko.
- Chyba muszę cię przeprosić. To głównie moja wina, że Michael się pojawił... Zawsze jest taki czarujący, nie miałam serca nie przekazać mu jakiś informacji na temat Rosey, tym bardziej, że aby ją zobaczyć przejechał aż...
- Ja wiem, że nie jestem tak wyidealizowany jak on. - przerwałem jej. Spojrzała na mnie pytająco. - Robiłem w życiu różne głupstwa pani Evans, ale odkąd poznałem Rose, moje cele bardzo się zmieniły. - zawahałem się zanim dokończyłem zdanie - Jestem w tej dziewczynie zakochany po uszy i nawet sobie pani nie wyobraża jak wściekły jestem na siebie, że nie dopuściłem jej do głosu. To moja wina, że miała ten wypadek.... Moja... 
- Kastiel, nie znam cie długo, ale wiem, że jesteś porządny... Mimo, że na takiego nie wyglądasz, ale jesteś. Rose wiele mi o tobie mówiła. I nie obwiniaj się, to nie ty ją potrąciłeś.
- Ale to przeze mnie wybiegła...
- Nie szukajmy winnego... Skupmy się na tym, aby wszystko z nią było dobrze.
- Musi być.
                                                     ***
Długo czekaliśmy na jakąkolwiek informacje od lekarzy. Kiedy w końcu jakiś do nas podszedł i pozwolił nam do niej wejść, zarówno ja jak i jej mama, byliśmy z tego powodu, w pewnym sensie, szczęśliwi. Mama Rose została z lekarzem na korytarzu przed wejściem do pokoju. Ja bez skrępowania wszedłem do pomieszczenia. Jak zobaczyłem Rose, ogarnęło mnie uczucie wściekłości. Wściekłości na siebie samego, bo przecież to moja wina. Czegokolwiek nie powiedziałaby Matka Rose, ja wiem że to moja wina. Nie było jej przecież przy naszej kłótni.... O ile to w ogóle można nazwać kłótnią, to raczej był mój monolog, który później został przez nią zakłócony. Nagle ta złość przerodziła się w tęsknotę, strach.... Moja kochana Rose.... Usiadłem na krześle przy łóżku. Niepewnie chwyciłem jej dłoń. Była chłodna, ale delikatna i nieskazitelna jak zawsze.
- Wszystko dobrze z jej wynikami. Niedługo powinna się obudzić. . - pani Evans weszła do sali. Dostrzegłem, że na jej twarzy zaczęły się pojawiać kolory życia. Usiadła na drugim krześle po drugiej stronie łóżka na którym spała Rose. Niedługo.... Mam wrażenie, że to pojęcie w terminologii medycznej znaczy gdzieś za 2 godziny, 4,  ewentualnie jutro. Nie należę do cierpliwych ludzi, a tu jak na złość.
Za oknem już się ściemniało. Matka Rose musiała pilnie wrócić na chwile do domu, w międzyczasie  pojawiła się Rozalia.
- Kast jest późno powinieneś się przespać.
- Nawet nie myśl o tym żeby mnie spławić. Nigdzie się stąd nie ruszę.
- Ech... W sumie, jestem na ciebie zła Kastiel. Jak mogłeś dopuścić do takiej sytuacji?
- Pokłóciliśmy się...
- Wy ? O tego typka ze szkoły ?
- Tak, myślałem, że .... Że ona wyjedzie z nim. Że go wybrała... Że mnie zostawi, byłem wściekły jak pomyślałem sobie że znowu mnie to spotkało, może nie to samo, ale jednak...
- Kast... Ona nie jest Debrą. - powiedziała spokojnie. Spojrzałem na nią, domyślam się, że z mojej twarzy można wyczytać cały ból jaki w sobie trzymam. - Jak mogło w ogóle przejść ci przez myśl coś takiego ?!
- ...
- No słucham ?
- Nie muszę ci się tłumaczyć ! - warknąłem. Rozalia jedynie westchnęła i już się nie odzywała. Czas leciał, a Rose nadal spała, nawet nie wiem kiedy ja zasnąłem.
                                                                                      **
( Rose )

Szłam przez las. Gdzie ja jestem ? Zadawałam sobie to pytanie od dłuższego czasu. Dookoła pełno drzew, paproci.... Hm... Chyba słyszę szum morza. Może w końcu znajdę stąd jakieś wyjście. Poszłam za szumem, wyprowadziło mnie to na piękną plażę. Jednak nadal nie wiem gdzie jestem. Usiadłam bezsilnie na ciepłym piasku.
- Hau ! - usłyszałam. Przerażona spojrzałam za siebie.
- Aaaaaaaaaaa!!! - krzyknęłam i gwałtownie podniosłam się z miejsca jak poparzona.  - O.. Odejdź ! Już !
- Agrrrrrrr..... - zaczął na mnie warczeć. Czas się zmywać. Ostatni raz spojrzałam na ogromnego czarnego psa i zaczęłam biec ile sił w nogach. Nagle zderzyłam się z kimś.
- Hej, uważaj mała. - mężczyzna stał do mnie tyłem. Miał czarne włosy i był dosyć wysoki.
- Kim.... Jesteś... - powiedziałam ale zaczęła mnie ogarniać ciemność.
            ~ Otworzyłam oczy. Ciemne pomieszczenie. Gdzie ja jestem ? Chciałam poprawić włosy ale poczułam jak ktoś trzyma mnie za rękę. Spojrzałam na śpiącego chłopaka. Delikatnie się podniosłam i zniżyłam do niego. Tak słodko spał. Troche mnie onieśmiela... Ale jest taki przystojny.... Chwila... Co ja gadam ?  Szybko wyrwałam swoją dłoń z uścisku. Chłopak podniósł się. Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem i na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Nareszcie ! - krzyknął i rzucił się na mnie. Czułam się niekomfortowo.  - Rose, tak cię przepraszam.
- Rose... - powtórzyłam niepewnie. - Kim jest Rose ? - zapytałam. Na twarzy chłopaka pojawiło się przerażenie.
- Nie zgrywaj się... Rosey...  - złapał mnie za rękę, lekko ją wyrwałam
- Przepraszam, kim ty jesteś ?
- To nie jest zabawne. Wiem, że zachowałem się jak skończony skurwiel ale ....
- Pójdę po lekarza. - usłyszałam, pod oknem stała jakaś kobieta. Och, jest taka ładna. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i wyszła.
- A ty ? Kim .... Kim wy jesteście ?
- Jestem Kastiel, do cholery ! Rose nie zgrywaj się ! - chłopak uderzył ręką w łóżko. Spojrzałam na niego przerażona.
- P...Przepraszam.... Ale nie musisz się tak denerwować.....
- Odsuń się - w pokoju pojawił się ktoś jeszcze. Czerwonowłosy chłopak odsunął się posłusznie. Mężczyzna w białym kitlu usiadł obok mnie.
- Mam na imię Luis Bonnet. Jestem lekarzem. - zaczął spokojnie - Wiesz gdzie teraz jesteś ? - zapytał mnie i zaświecił mi latarką przed oczami.
- Wnioskuje, że w szpitalu, ale w sumie... Nie wiem.
- A jak masz na imię ?
- .... - zastanowiłam się... Nie znam swojego imienia ? Spojrzałam na własne ręce przerażona. Kim ja jestem ? Zamknęłam oczy i na siłę starałam się sobie przypomnieć, kim jestem, ile mam lat...
- Pamiętasz cokolwiek ? - pokręciłam głową. Nic nie mogłam sobie przypomnieć, nic..... Pustka, dziura.... Mężczyzna wstał i podszedł do czerwonowłosego chłopaka.
- Straciła pamięć. 

5 komentarzy:

  1. Biedna Rose ! Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy przypomni sobie Kasia czy ich wspomnienia zapomni jestem bardzo ciekawa co się stanie czekam nie cierpliwie

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następne? ^^
    Super opowiadanko *0*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaskoczyłaś mnie! No nie źle!

    OdpowiedzUsuń
  5. NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE..... Resztę znacie z przed wcześniejszego komentarza.

    OdpowiedzUsuń