wtorek, 29 marca 2016

67. Świąteczna gorączka.

Hejoo ! :D

Święta, święta i po świętach kochani ~

Jak pamiętajcie, jakiś czas temu pytałam Was o zdanie odnośnie rozdziału z wątkiem rodziny Rose ~
Przed Wami właśnie ten rozdział xD

Od razu mówię, że nie wnosi on nic specjalnego do całej historii ~
Można to potraktować jako taki hm.... Bonus ? XD

Mimo tego, że ten rozdział nie wnosi czegoś konkretnego, mam nadzieję, że jakoś da się go przeczytać i, że jest godny Waszej uwagi :D

Następny rozdział prawdopodobnie w piątek !

Pozdrawiam ! ^^
--------------------------------------------------------------
Siedząc jak na szpilkach czekałam aż tata powie cokolwiek. Miałam wrażenie, że w aucie jest mega napięta atmosfera. Zerknęłam na niego, wydaje się jakby nad czymś intensywnie myślał. Boże, zaraz oszaleje...
- Evi.... - mruknął w końcu
- Tak ?
- Miałem wrażenie.... Że widziałem tego palanta. To było jedynie moje wrażenie, czy on znowu kręci się obok ciebie ?
- Tato, nadal jestem z nim w klasie. Był w tej grupce, wyszliśmy wszyscy razem z egzaminów.
- Ale niczego nie próbuje ?
- Nie. - gdybyś tylko wiedział... Nie wiem czy najpierw zabiłbyś mnie czy jego...
- To dobrze. - uśmiechnął się dumnie - Jedziemy szybko na zakupy i do domu.
- Tato, a co z wigilią ?
- A co ma być kochanie ? Jedziemy najpierw do babci Anastazji i dziadka Ruperta a później lecimy do babci Marii i dziadka Georga.
- Oooch, jedziesz z nami do babci ?
- Taaak, zaprosiła mnie. To zaproszenie skutkuje też tym, że Twoja mama musi lecieć z nami do moich rodziców.
- Tak ? Ale fajnie. - uśmiechnęłam się. Dawno nie było tak rodzinnych świąt. Jestem pod wrażeniem. Jestem tylko ciekawa, czy wszyscy się pojawią.
Moje rozmyślania przerwało zatrzymanie się auta. Jesteśmy pod centrum. Szybko zrobiliśmy potrzebne zakupy. Przy okazji zajrzeliśmy do kilku sklepów po jakieś prezenty.
- Co by kupić Twojej mamie....
- Ooo chcesz jej coś kupić ? - wyszczerzyłam się patrząc na niego nieco zaciekawiona. Te jego intensywne myślenie zawsze było strasznie zabawne.
- Jednak spędzimy razem święta, wypada coś jej dać. - uśmiechnął się ciepło - Jak myślisz, lepiej kolczyki czy może coś innego ?
- Rzadko nosi kolczyki... Może jakąś bransoletkę ? Albo coś poza biżuterią.... Hm...
- Pióro.
- Oooo... To było by idealne ! - poszliśmy wybrać dla mamy pióro. Ona lubi takie gadżety. Tata wymęczył sprzedawczynie. Biedna kobieta musiała latać cały czas na zaplecze po inny model. Tata zawsze mega się czepia o każde szczegóły, nawet te najdrobniejsze. Po godzinie byłam przekonana, że wyjdziemy z niczym, ale ostatni model jaki znalazła, zrobił na tacie takie wrażenie, że on też postanowił sobie takie kupić, ale... Niestety na swój będzie musiał poczekać. Uważnie patrzyłam jak kobieta pięknie pakuje pióro. Jest faktycznie ładne. Delikatne, srebrne, chyba chromowane. Nie znam się na tym, ale jest na prawdę ładne.
Po zakupach wróciliśmy do domu. Nieco później niż zakładaliśmy i przez to przygotowania na święta przełożyłyśmy z mamą na jutro.
                                                     **
- Tak się ciesze, że wpadliście kochani... - babcia mnie przytuliła - Tak dawno nie widziałam was razem.
- Ana już nie przesadzaj. - mruknął dziadek
- A ty nie marudź.
- Szkoda, że Mary nie dojechała. - mruknęła moja mama
- Oooj kochanie, Australia to taki kawał świata... Ja się nie dziwie, że nie dali rady przylecieć. Ważne, że miałam chociaż was. - uśmiechnęła się - Isaac, na prawdę miło było Cię widzieć.
- Ciebie również.
- Evi kochanie, uważaj na tej swojej desce. - jeszcze raz mnie przytuliła
- Babciu, będę na nartach a nie na snowboardzie...
- Aaaj nie znam się haha. Dobrze kochani, lećcie lećcie. Pozdrówcie Marie i Georga.
- Koniecznie ! - powiedział dziadek. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na prosto na lotnisko.
- Stało się coś kochanie ? - zapytała mama
- Nie nie.... Myślałam tylko, że zajedziemy na chwilę do domu.
- Zapomniałaś czegoś księżniczko ? - odezwał się tata. Tak, pożegnać się z Kastielem....
- Nie, mam wszystko. - uśmiechnęłam się. Napisalam Smsa do Kasta.
" Chyba jednak nie dam rady się pożegnać. Jedziemy od razu na lotnisko. Chyba jednak spotkamy się dopiero na balu, kochanie ~ "
- Ale się ciesze, wiecie ? - w lusterku zobaczyłam szczery uśmiech taty. - Dawno nie widziałem rodzinki. Trochę odpoczniemy, pojeździmy na nartach. Evi pamietasz, że w Alpach czeka na ciebie jeszcze... - dostałam Smsa od Kasta.
" Załamujesz mnie, kotku. A miałem taką nadzieję, że uda nam się przymknąć oko na nasz celibat ;) " uśmiechnęłam się pod nosem. Ten tylko o jednym.
- Rose słuchasz mnie ?
- Tak ?
- Pytałem czy pamiętasz o tym, że w Alpach czeka na ciebie kolejna urodzinowa niespodzianka.
- Aaach... Tak, pamiętam. - zapomniałam o tym ... Mógł mi o tym nie przypominać, będzie mnie to dręczyć aż tam nie pojedziemy. Spojrzałam na niego. Zachwyt nie znika z jego twarzy, na serio boje się tej niespodzianki.
-" Celibat wciąż obowiązuje i NIE MA mowy jak na razie o przymknięciu oka :) "
- " Jesteś okrutna ~ "
- Jesteśmy. - dojechaliśmy na lotnisko.
                                            **
To były długi lot. Długi i strasznie męczący. Zdawałoby się, że babcia Maria z dziadkiem nie mieszkają w sumie tak daleko i samolotem ojca dolecimy tam w, co najwyżej, 2 godziny. Jednak warunki pogodowe nie były jakoś specjalnie przychylne i lot zajął nam ponad 4. Przez to spore opóźnienie gnamy teraz przez praktycznie puste ulice Brugii żeby jak najszybciej znaleźć się u dziadków. Wszyscy czekają aż dojedziemy, bo dopiero wtedy usiądą do stołu.
- I te cholerne światła... - mruknął tata. - Lily, która godzina ?
- Po 20
- Cholera...
- Spokojnie. - uśmiechnęła się do taty
- Byłbym spokojny gdyby wszyscy nie czekali aż łaskawie się zjawimy żeby usiąść do stołu. Mama i jej chore zasady.
- Haha pewne rzeczy się jednak nie zmieniają. - zaśmiała się
- Dokładnie, chociaż raz by mogło... - westchnął. Zielone, ruszyliśmy. Patrzyłam przez okno. Byłam tu tak dawno temu... W sumie, babcię z dziadkiem widziałam ostatni raz z 3 lata temu.... No może 2. A w Brugii ostatni raz byłam.... O matko.... Z 6 lat temu. To piękne miasto. Właśnie przejechaliśmy obok mojej ulubionej cukierni. Mieli tam najlepszą czekoladę. Chociaż w sumie.... Każda czekolada w Belgii jest dobra. Tak czy owak, jesteśmy już blisko.
Chwilę jeszcze jechaliśmy. Minęliśmy po drodze piękny park, rynek i plac. Dziadkowie mieszkają w pięknym miejscu. To miasto jest na prawdę urokliwe. Samo centrum robi wyrażenie, ale obrzeża według mnie zachwycają bardziej. Stara architektura ma coś w sobie. Mogłam wziąć szkicownik, kilka elementów chętnie sama bym narysowała.
- Dobra, jesteśmy. Wysiadamy. - powiedział tata i na prawdę szybko wysiadł z auta. Poczekał na nas, zamknął auto i razem ruszyliśmy w stronę rodzinnego domu taty. Nic się nie zmieniło. Wracają miłe wspomnienia z dzieciństwa. Weszliśmy na posesję dziadków. Już tutaj słychać kolędowanie rodzinki. Uśmiechnęłam się. Tata zadzwonił dzwonkiem. Po chwili ucichło, a drzwi otworzyła nam bardzo znajoma osoba. Dla niektórych nie wyróżniająca się jakoś specjalnie pani w podeszłym wieku, ale dla mnie moja ukochana babcia.
- Moje szczęście ! Chodź, chodź do babci. - przytuliła mnie. Natychmiast się wtuliłam. Tak mi jej brakowało.
- Tak się stęskniłam kochanie.... - szepnęła mi do ucha.
- Ja też babciu. - obsunęłam się. Babcia przywitała się z tatą i mamą. Nie kryła radości, że ją widzi.
- Ale czemu wy tak stoicie w tych drzwiach, wchodźcie. - pojawił się dziadek. Zaśmiałam się bo w końcu posiwiał.
- No co, nie poznajesz dziadzia ? - uśmiechnął się do mnie. Pobiegłam do niego i mocno przytuliłam.
- Jakbym mogła. - pocałowałam go w policzek.
- Rose ! Rose ! - usłyszałam znajomy głos. Z salonu wybiegła mała brunetka. No już nie taka mała...
- Nicole ! No chodź tu do mnie ! - kucnęłam, Niki od razu do mnie podbiegła.
- Ale ty urosłaś... - nie kryłam zachwytu. Spojrzała mi w oczy i się uśmiechnęła.
- Mam już 11 lat wiesz ?
- Jak ten czas leci haha - podniosłam się i pogłaskałam ją.
- Chodźcie do stołu. - zarządził dziadek
- Przepraszam Tato,  mieliśmy problemy z pogodą, nie dało się szybciej....
- Nic się nie stało synu. Doskonale rozumiem. - uśmiechnął się. Taaak, dziadek jak mało kto wie, że warunki pogodowe są bardzo ważne jeżeli chodzi o latanie. Jest emerytowanym pilotem wojskowym.
- No kogo to moje oczy widzą ? - usłyszałam. - Witam mojego przystojnego braciszka.
- Witam moją piękną siostrzyczkę. - ten ich oficjalny ton. Skrzyżowali mroźne spojrzenia i po chwili oboje wybuchli śmiechem i przytulili się do siebie.
- Tak dobrze Cię widzieć Isaac. Miałeś. Do. Mnie. Przyjechać. Gorylu. - ciocia wypowiadając każde słowo lekko biła tatę po ramieniu.
- Praca. Praca. Praca. Małpo. - zaśmiał się.
- Aaaaa Idź ty.... - mruknęła - Jest i moja najpiękniejsza chrześnica. Eviii.... - ciocia Aurelia podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Cześć ciociu. - tak dawno jej nie widziałam
- Ale wyrosłaś.... Niech ci się przyjrze.... - zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu. - Aaah najlepsze geny masz po nas, ślicznotko. - pocałowała mnie w policzek.
- Wybacz Lily haha - zaśmiała się i podeszła do mojej mamy. Przytuliły się. - Val ! Chodź do mamy. - krzyknęła. Z kuchni nieśmiało wyszła malutka dziewczynka. Jest prześliczna. Drobniutka po cioci, ma ciemną karnację po wujku i po nim ma też czarne włosy, długie i grube czarne włoski. Ale oczy... Oczy ma już po cioci. Piękna szmaragdowa zieleń, która błyszczy w oczach u przynajmniej połowy ludzi tutaj zebranych.
- To jest twój wujek Isaac, jego żona ciocia Lily a to Twoja kuzynką Rosevi. - powiedziała do małej - A to moja mała pociecha Valentinka.
- Aurela... No wypisz wymaluj moja mała Evi... - westchnął tata. Przyjrzałam się mojej małej kuzynce. Faktycznie... Widzę między nami pewne podobieństwo. Valentina podeszła do nas. Uraczyła nas pięknym, powalającym uśmiechem i schowała się za ciocią.
- Jest trochę nieśmiała.... Ma to chyba po Andrè.... No nic... Chodźcie do stołu, wszyscy już tu umieraliśmy haha. - zaśmiała  się. Ruszyliśmy do jadalni.
- Buu!
- Jezu ! Debiluuuuuu.... - mruknęłam i walnęłam dowcipnisia.
- Tak się cieszysz, że mnie widzisz ? - mój jakże drogi kuzyn Nikodem. Istny idiota, nie zabawny żartowniś. Zmierzyłam go wzrokiem, ostatni raz jak go widziałam miał 12 lat. Urosło mu się i, o zgrozo, muszę to przyznać, wyprzystojniał. Ciemna karnacja, czarne włosy i znajome oczy.
- Cieszę się Niko... Ale mnie wystraszyłeś. - przytuliłam się do niego. Jest równy ze mną ?! Jednak więcej cech odziedziczył po wujku.
Usiadłam sobie obok cioci Aurelii, zaraz naprzeciwko miałam wujka Derka i ciocię Vanesse, która miała na kolanach małą Nadię. Uwielbiam tą małą. Jest bardzo podobna do Vanessy, w sumie wypisz wymaluj... Najpiękniejsze u niej są oczy. Piękny lazur. Nadia jest w sumie drugim dzieckiem w rodzinie, które ma oczy inne niż zielone. Nicole ma brązowe. Poza nimi wszyscy z mojego kuzynostwa od strony taty, mają szmaragdowe oczy. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że to może być tak silne w genach. Teraz jak siedzimy przy stole wszyscy razem dopiero fajnie widać siłę genów Evansów. Jakby tak ktoś z  zewnątrz spojrzałby na nas wszystkich na prawdę łatwo mógłby stwierdzić, kto jest z rodziny, a kto, jakkolwiek to brzmi,  jest z wyboru. Na prawdę, dziadkowie, w szczególności dziadek,  ich potomstwo i my, wnuki, to w większości genetyczne kopiuj ➡ wklej.
- Podzielmy się wszyscy opłatkiem. Żeby zyskać na czasie kochani, bo wszyscy jesteśmy głodni. Złoże życzenia tak od razu. Moje kochane dzieci ~ Camille, Isaac, Derek i Aurelia. Życzę wam pociechy z dzieci, dużo zdrowia i samych sukcesów. Moje ukochane synowe  oraz drodzy zięciowie ~ Lillyanne, Vamessa, Amdrè i Pablo. Bywało między nami różnie, ale ciesze się, że wszyscy tu dzisiaj jesteście. Wam również życzę dużo zdrowia i samych sukcesów. A moje najdroższe wnuki.... Moja piękna Rosevi...- podszedł do mnie - Szczęścia na maturze nasz brylanciku, zdrowia i samych sukcesów na dorosłej drodze życia. - pocałował mnie w czubek głowy. Ułamałam kawałek opłatka.
- Nikodem, tobie życzę abyś w końcu wydoroślał i znalazł szczęście w miłości. Moja miała Nicole, życzę Ci aby twój cenny talent się rozwijał. Hope moja piękna nadziejo, samych sukcesów w szkole. To twój pierwszy rok. I moja mała cyrkonia, Valenitno, dziadzio życzy ci dużo zdrówka. - pogłaskał małą. Podszedł do babci, powiedział jej kilka słów na ucho. Wszyscy wymieniliśmy się szybko i na siedząco życzeniami i wzięliśmy za kolację. Zaraz po tym jak zjedliśmy, daliśmy sobie prezenty. Teraz nadszedła najlepsza część.
- Cam siadaj do fortepianu - zarządził wujek Derek
- Aaah nigdy się nie nauczysz, że jestem najstarsza i mi się nie rozkazuje ? - zaśmiała się ciocia ale usiadła przy śnieżno-białym fortepianie. Wujek usiadł z gitarą. Ciocia Aurelia podeszła do kominka i ściągnęła wiszące nad nim dwie pary brązowych skrzypców. Jedne podała tacie.
- Tak dawno nie grałem na moich stradivariusach. - westchnął mój tata
- Pewnych rzeczy się nie zapomina mój drogi braciszku. - uśmiechnęła się ciocia. Ustawiła się tak jak trzeba, spojrzała na mojego tatę i czekała. Tata ułożył sobie skrzypce, spojrzał na ciocię i w tej samej chwili oboje rozpoczęli najpiękniejszą kolędę. Cicha noc. Po chwili dołączył się wujek z gitarą i ciocia z fortepianem. Coś cudownego. Takie święta kocham najbardziej. Głośne, w gronie całej rodziny, przepełnione miłością. Za każdym razem jak obserwuje takie wydarzenia wiem, że chce aby moje święta wyglądały właśnie tak w przyszłości.

poniedziałek, 21 marca 2016

66. Czas tak szybko leci.

Miał być w weekend, przepraszam ;-;

Ale jest dzisiaj XD
W pierwszy dzień wiosny *-*

Kochani, życzę Wam dobrego tygodnia oraz Zdrowych i Wesołych Świąt ❤

Nie wiem czy pojawi się rozdział w piątek lub nawet w weekend, bo czeka mnie świąteczna gorączka.

No ale  pożyjemy, zobaczymy ^^

--------------------------------------------------------------
(Rose)
-Mówisz nie moim warunkom i oczekujesz, że ja powiem tak twoim ? - spojrzał na mnie jakbym żartowała
- Twoja decyzja. Albo na to idziesz, albo ja ide w swoją stronę a ty w swoją. Proste. - powiedziałam. Nie ma się co rozczulać. Kastiel stał chwilę zastanawiając się. Zaczyna to być dosyć irytujące. Czyżby miał wątpliwości co do takiego układu ?
- Rose... -westchnął, podszedł do mnie i pocałował mnie. Było to dosyć niespodziewane.
- Przepraszam. - mruknął mi w usta.
- Za co ?
- Za te plotki. - tylko za to ? Niech mu będzie. Uśmiechnęłam się, złapałam za rękę i ruszyłam przed siebie.
- Teraz będziemy funkcjonować jako związek jedynie żyjąc z całusów i trzymania się za rękę ? - zaśmiał się - I to w dodatku w ukryciu ?
- Tak i tak.
- Kiedy wyjeżdża twój tata ?
- Na pewno chcesz to wiedzieć ?
- Raczej tak.
- Gdzieś dopiero w lutym.
- Co?
- Przyjechał na święta, nieco wcześniej bo pojawił się już przed moimi urodzinami i po świętach jedziemy od razu na ferie.
- Przyjechał miesiąc wcześniej ? Co za dziwny typ...
- Ej... Przyjechał specjalnie na moje urodziny... - mruknęłam usprawiedliwiając mojego tatę.
- Czekaj, czekaj a gdzie wy jedziecie po świętach ?
- Jedziemy w Alpy na narty.
- Na ferie ? Po świętach ?
- No tak, 26 lecimy, będziemy tam na Sylwestra i wrócimy gdzieś w połowie stycznia.
- Co ?! Nie powaliło nieco ?
- Będziemy w Austrii i na jakiś czas jedziemy też do Szwajcarii.
- Jakoś rok temu nie urządzaliście sobie takich wycieczek.
- Bo rok temu panowała napięta atmosfera ....
- Nie będzie Cię prawie miesiąc... - mruknął - Nie jestem pewien czy mi sie to podoba.
- Spokojnie, do tego czasu jeszcze trochę zostało.
- Na święta zostajesz tutaj ? Wziąłbym Cię na pasterkę. - spojrzał na mnie jednoznacznie
- Zapomnij... - mruknęłam
- Jak długo mamy żyć w celibacie ?
- ... - dopóki mi się ten celibat nie znudzi. - Co do świąt, nie do końca. Jade z mamą do babci, a później z tatą lece do drugiej. Resztę planów już znasz.
- Eeeh.... - westchnął - Wychodzi na to, że będę skazany na spędzenie świąt z rodziną.
- Po to są właśnie święta hahaha - zaśmiałam sie - U babci od strony taty będzie jeden wielki zjazd rodzinny.
- To znaczy ?
- Mój tata ma troje rodzeństwa.
- Serio?
- Mhmm.... Każde już ze sporym stażem małżeńskim i każde przyjedzie z dziećmi.
- To ilu was tam będzie ?
- Daj mi chwilę. - musiałam się grubo zastanowić. - 14 ludzi
- Żartujesz ?
- Nie hahah
- To jakieś zoo...
- Eeeej... Nie mów tak. Duża rodzina to podstawa.
- Rodzina to jedna, wielka, kłopotliwa i sztuczna organizacja.
- Zmieńmy temat... - mruknęłam będąc w lekkim szoku po tym wyznaniu. - Chodźmy gdzieś na kawę.  - zaproponowałam.
                                               **
Dni mijały. Czas tak szybko leci....  Dobrze, że w końcu pogodziłam się z Kastielem. Staram sie spotykać z nim dosyć często, chociaż ukrywanie się przed moim tatą to wcale nie lada wyczyn. Moją przykrywką jest Rozalia. Dobrze, że chociaż mój tata nie ma aż takich zapędów prześladowczych żeby dzwonić do ludzi z którymi się umawiam, aby sprawdzić czy aby na pewno tam jestem. Gdyby tak robił, dawno byłoby bardzo nieprzyjemnie. Pociesza i zarazem przeraża mnie, że odkąd jest przekonany, że nie jestem z Kastielem, jakby nieco mi odpuścił ciągłe pytania " gdzie idziesz ? ", " kto będzie ?"," zawieźć Cię ?", " odebrać cie ?". Mam pod tym względem święty spokój, ale czuje się bardzo nie komfortowo okłamując go. Od razu na myśl przychodzi mi stwierdzenie mamy: Czasami niewiedza jest zbawienna. W przypadku taty, na pewno.
- Za 5 minut oddajemy arkusze. - odezwała się Daisy. Nawet czas na próbnej maturze leci niesamowicie szybko. Dopisałam jeszcze kilka rzeczy i zamknęłam arkusz. To ostatnia próbna w tym semestrze. Dyrektorka wcale nie żartowała z ilością próbnych matur. Było ich całkiem sporo w tym półroczu.
- Proszę odłożyć długopisy. - nienaganną ciszę przerwała przewodnicząca komisji. Reszta nauczycieli zaczęła zbierać arkusze.
- Dordzy uczniowie... Maturzyści... - zaczęła dyrektorka - To była Wasza ostatnia próbna matura w tym semestrze. - na sali zrobiło się głośno od komentarzy i okrzyków radości - SPOKÓJ! - warknęła - W następnym czekają was jeszcze 2. Przynajmniej chcielibyśmy żeby były to 2. Zobaczymy czy czas będzie nam przychylny. Kochani, jutro zaczyna się przerwa świąteczna. Spotkamy się dopiero w Styczniu. To ponad 3 tygodnie wolnego moi drodzy i na prawdę chciałabym żebyście wolne chwile poświęcili na powtórzenia maturalne. Życzę Wam spokojnych świąt. Ah, co do balu.... Ustaliliśmy, że odbędzie się w drugiej połowie stycznia. Chyba będzie to 3 piątek, jak się nie myle. To tyle co do ogłoszeń. Możecie iść. - zakończyła. Pozbierałam długopisy i wyszłam z ławki. Podeszłam do mojej ulubionej grupki.
- To była rzeźnia.... - mruknął Armin - Mniej się narobiłem wbijając level w Metinie.
- Nie było tak źle.- westchnął Nat
- A grałeś ty kiedyś w Metina ?
- A otowrzyłeś ty jakąkolwiek książkę w tym roku ? - Nataniel sprytnie zgasił Armina. Zaśmiałam się.
- To co ? Trzeba to jakoś opić. - odezwał się Kastiel - Co wy na to ?  Tyle wolnego, trzeba to umiejętnie wykorzystać.
- Zgadzam się z Kastielem ! - krzyknęła Roza. Mi jakoś się to nie widzi, mam sporo rzeczy do zrobienia. Po chwili wyszło na to, że sporo osób się pisze na sugestie Kastiela. Ja jednak byłam nieugięta.
- Ja odpadam. - powiedziałam.
- No Roseeee...  Co ty. - mruknęła Rozalia.
- Słuchajcie, po jutrze wigilia, ja muszę pomóc mamie.
- No chociaż na chwilę chodź. - odezwał się Armin
- Sorki ale nie tym razem - uśmiechnęłam się do niego. - Idziemy ? - zaproponowałam. Ruszyliśmy w stronę dziedzińca. Matko jak zimno.
- Może chociaż skoczymy na jakąś kawę ? Na chwilkę ? - usłyszałam Su.
- Eeeh.... - westchnęłam. Kastiel się do mnie przybliżył.
- Nie daj się prosić... - mruknął mi do ucha. Spojrzałam na niego i wywróciłam oczami. Spojrzałam przed siebie, dostrzegłam na parkingu znajomy samochód. Odepchnęłam od siebie chłopaka.
- Co ty ....?
- Odsuń się.- mruknęłam  i jednoznacznie spojrzałam w stronę parkingu.
- Co jest ? - zapytał Nat
- Rose... Nie przesadzajmy. - mruknął Kastiel
- To mój tata, lepiej się nie zbliżaj serio...
- Trochę mnie już męczy to ukrywanie się. - mruknął
- Zamknij się i schowaj za Natanielem - zobaczyłam, że znajoma sylwetka wychodzi z auta. - Zapomniałam zupełnie.... Nici z kawy, bo jadę na zakupy świąteczne. - mruknęłam. Doszliśmy do auta mojego taty.
- Dzień dobry ! - wszyscy radośnie, chórkiem przywitali mojego tatę. No prawie wszyscy. Kastiel stał naburmuszony za Natem.
- A dobry - wyszczerzył się - Jak tam testy?
- Dobrze - odezwała się Rozalia
- Jakoś pójdą.- powiedział Nat
- Oby ten entuzjazm nie opuszczał was do maja haha ! Chętnie bym z wami jeszcze porozmawiał ale.... Ale...- o nie... Zobaczył go.... To koniec. - Hm.... Jedziemy na zakupy. Jak kobieta mówi że trzeba, to trzeba panowie. - uśmiechnął się do chłopaków. - Evi... - mruknął pożegnalnym tonem.

środa, 16 marca 2016

65. Kpina ?

Aaaa niespodzianka ! :D

Fakt-  ostatni rozdział nie wniósł nam zbyt wiele xD
Dlatego już dzisiaj się rekompensuje ! 

Kolejny rozdział w weekend ^^

Do następnego ! ~

--------------------------------------------------------------
- Kochanie.... Pięknie ci wyszło. - teraz to mama mnie wyściskała.
- Mama się popłakała hahaha - zaśmiał się tata
- Aż tak ? - zapytałam
- Pięknie... Bardzo mi się podobało. A ten strój ? Cudo. - faktycznie, Rozalia bardzo się postarała. Co prawda według mnie strój nieco nie pasuje do tamtych czasów. Rozalia dodała sporo swoich akcentów, ale wbrew wszystkiemu suknia jest piękna. Długa, czerwona że złotymi wstawkami. Robiona na gorsecie, ozdobiona różnymi pięknymi wzorami.
- I jak ? Podobało się państwu ? - podeszła do nas Roza
- Bardzo - wyszczerzył się mój tata, co skutkowało lekkim rumieńcem u Rozy
- A strój, Rozalio coś pięknego.
- Oooch dziękuje Pani ! Starałam się !
- Widać widać !
- Mogę porwać Rose na chwilę ?
- Jasne haha - zaśmiali się. Rozalia złapała mnie za ramię i zaprowadziła do stołu z poczęstunkiem.
- Widziałam jak gadasz z Kastielem. Już wszystko ok ?
- Hahha, co ? Nie.  Załapaliśmy jakiś kontakt przez próby w tym tygodniu, to tyle.
- Mhm...
- Roza... Daj sobie spokój.... - mruknęłam widząc jej minę. Coś knuje.
- Ale o co ci chodzi ? - uśmiechnęła się niewinnie. Już jestem pewna, coś knuje.
- Nie chce żebyś się w to mieszała Rozalio. Ten raz,  odpuść sobie, ok ? - mruknęłam. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Rose ! Chodź na chwilę. - usłyszałam tatę.
- Chodź ze mną. - wzięłam Roze za ramie i pociągnęłam w stronę moich rodziców.
- Słuchaj, będziemy już iść. Mama ma pozew do napisania, ja też musze coś...
- Dzień dobry .... - moje serce chyba stanęło. Kastiel do nas podszedł. Mój tata prychnął.
- Ostatnim razem nie zbyt fajnie wyszło jak Pana spotkałem... - czerwonowłosy podrapał się po głowie. Czy ja śnie ? Kastiel uśmiechnął się. To szczery uśmiech pełen, pokory ?
- Doprawdy ? - ton mojego taty jest nieco chłodny
- Chciałbym zacząć od początku. - przeniósł wzrok na mnie. Co to ma znaczyć ?
- Jak dla mnie, możesz zacząć i od końca. I tak będziesz na przegranej pozycji. - tata podszedł do niego i zasłonił mnie swoim ciałem.
- Wiem co między wami zaszło. Dobra rada chłopcze, nie zbliżaj się do niej. - ten ton.... Identyczny jak ostatnim razem jak się spotkali. Znowu przeszły mnie ciarki. - To rada i ostrzeżenie....  Idziemy. - złapał mnie za ramię i wyprowadził z sali. Chyba nigdy nie widziałam ojca w takim stanie. Jest.... Przerażający....
- T... Tato... Mama ci mówiła ?
- O czym ?
- O tym co się stało....
- Nie, ale gdybym to wiedział, prawdopodobnie ta rozmowa z nim wyglądałaby jeszcze gorzej. Wsiadaj. - powiedział. Chciałam jeszcze o coś zapytać, ale.... Wole nie. Czekając na mamę w samochodzie dostałam smsa od Rozalii.
" O kuźwa... Grubo... ". Ładnie powiedziane. Po chwili dostałam drugiego : " Twój tata nawet jak się wkurwia wygląda niesamowicie, hihi. " Wywróciłam oczami.
Mama weszła do samochodu. Podwieźliśmy ją do kancelarii i pojechaliśmy do domu. Co Kastiel chciał tym osiągnąć ? Wykonał ruch samobójczy, on chyba nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. W oczach mojego ojca, jest spalony. I to podwójnie.
- Kochanie, muszę wykonać kilka ważnych telefonów.... Zjemy później dobrze ? Coś zrobię albo gdzieś pójdziemy.
- Tato, mogę coś zrobić. - uśmiechnęłam się
- Nie musisz córeczko. - pogładził mnie po policzku i poszedł do pokoju. I tak postanowiłam, że coś zrobię. Poszłam wziąć szybki prysznic, przebrałam się i wzięłam do roboty w kuchni.
                                                **
( Kastiel)
Niby dzień jak co dzień. Otworzyłem okno i wyrzuciłem niedopałek.
- Gówno prawda. - mruknąłem zaprzeczając mojej podświadomości. Kolejny dzień, kolejny poranek w tym cholernie pustym domu. Zgadzam się, pod tym względem dzień jak co dzień.
Usiadłem na łóżku.
Ale jednak jest inaczej niż zwykle. Jestem na siebie wściekły. Na cholerę podchodziłem wczoraj do jej ojca ? Facet mnie nie trawi a po wczoraj....
- Kurwa ! - walnąłem pięścią w poduszkę. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Demon zaczął szczekać. Zszedłem na dół.
- Spokojnie brachu... - pogłaskałem go żeby się uspokoił. Otworzyłem drzwi.
- Hej
- Eh... Wejdź. - mruknąłem. Nataniel wszedł do domu.
- Coś konkretnego ?
- Ale się dąsasz.... - mruknął
- Siadaj, chcesz coś do picia ?
- Nie, słuchaj mam dla ciebie propozycję.
- Jaką?
- Chcemy Cię w końcu pogodzić z Rose.
- Chcecie ?
- No Suśka, Rozalia i ja.
- Dajcie sobie spokój.... - usiadłem obok niego.
- No przecież ile to już trwa... Trzeba wam trochę pomóc. Rozalia wymyśliła dobry plan. - poprawił się na sofie - Spotkacie się.
- Słuchaj, ona się na to nie zgodzi a nawet jeśli, ojciec jej nie pozwoli. Co do tego jestem pewien.
- Od kiedy przejmujesz się jej ojcem ?
- Od kiedy patrzy na mnie jakbym zabił mu przynajmniej pół rodziny.
- Nie przejmuj się nim... Niedługo zapewne wyjedzie.
- Nataniel, nie wiem czy nie zauważyłeś ale Rose jest córeczką tatusia, nawet na Antarktydzie wiedziałby co ona robi, z kim i po co. Jak sam się nie dowie to ona mu powie...
- Dlatego to wasze spotkanie nieco zaaranżujemy.
- Co ?
- Rozalia idzie do Rose po południu, w sumie jakoś pod wieczór, bo do południa jest gdzieś z ojcem. Zaproponuje jej spotkanie w centrum przy fontannie. Pójdzie niby coś tam jeszcze załatwić i umówią się tak, że spotkają się obok tej fontanny, ale.... Ona tam nie pójdzie tylko ty.
- Ja ?
- Tak ty.... Rose przyjdzie, bo czemu nie miałaby się spotkać z Rozalią ? A jej ojciec też nie będzie miał z tym problemu, z niewiadomych powodów lubi Rozalie więc.... Powinno się wszystko udać. - wyszczerzył się - Tylko to ci chciałem powiedzieć. Dobra, lece. - wstał z miejsca i ruszył w stronę drzwi. - Nie spierdziel tej okazji. Narka ! - powiedział i poszedł. W sumie.... Może się udać....
Dostałem smsa od Rozalii.
" Po 18 obok fontanny. Powodzenia ;) "
Mam sporo czasu....
                                                *
Dlaczego się w sumie na to zgodziłem ?
Zacząłem niespokojne chodzić dookoła fontanny z kilkoma różami w ręce. Laski lubią kwiaty, tak ? Spojrzałem na telefon, już 18.30, gdzie ona jest ? Spojrzałem przed siebie wypatrując znajomej sylwetki. W końcu dostrzegłem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Będzie zabawnie.
- Rozaaaaa tak Cię przepraszam ! - usłyszałem
- A jeżeli nie czeka tu Rozalia ? - zapytałem
- Kastiel ? Co do kurwy....... - podeszła. Wygląda świetnie, jak zawsze. Wyciągnąłem rękę z kwiatami w jej stronę. Spojrzała najpierw na mnie później na kwiaty. Wzięła je, uśmiechnęła się a później.... Rzuciła je prosto do śmietnika.
- Co ty ? - mruknąłem
- To Twoja sprawka ?! - warknęła.
- Nie... To był pomysł...
- Rozalii ?! Mówiłam jej, że ma się kurwa nie wtrącać ! Ten jeden pierdolony raz ! - Zaczęła się wydzierać. Ohooo... Ludzie się gapią.
- Rose, uspokój sie.... - podszedłem do niej
- Pewnie gdzieś się schowała. Wyłaź Roza ! Mam ci trochę do powiedzenia ! - zaczęła się rozglądać i wydzierać. Zwariowała ? Trzeba coś z tym zrobić zanim ktoś wezwie policję. Złapałem ją za ramię i przyciągnąłem do siebie. Wbiłem się w jej usta. Trochę potrwało zanim przestała się wyrywać i walić pięściami gdzie popadnie.
W końcu się poddała. Brakowało mi jej smaku, jej ust, jej ciepła.
Jej złość przerodziła się w końcu w namiętność. Po chwili niechętnie się od niej obsunąłem. Spojrzałem w jej zielone oczy.
- C...co to miało być ? - szepnęła.
- Nie wkurzaj się... Przejdźmy się i pogadajmy, bez krzyków, fochów... Dobrze ?
- Ok.... To, gdzie idziemy ?
- Przed siebie... - ruszyliśmy w okropnie niezręcznej ciszy.
- Nawet nie pamiętam o co już się pokłóciliśmy.... -odezwałem się - Dzień zamieniał się w zwykłą rutynę, bez ciebie.
- Szczerze, ja nie wiem o co się wściekałam... Ale, nadal się wściekam.
- Eh...- westchnąłem i zatrzymałem się. Złapałam ją za rękę. - Tęsknie za tobą.... Za całą tobą, nie tylko za twoim ciałem.... Za całą Twoja osobą.
- Jednak za ciałem też Tęsknisz....
- Jestem facetem... - mruknąłem - Dajmy sobie szansę...
- Właśnie sobie przypomniałam - mruknęła jakby faktycznie coś ją oświeciło - Nie zgadzam się na żadne warunki... Rozumiesz ?
- Eh ? - kpi sobie ?
- Okej, postawię sprawę tak, możemy spróbować, wbrew wszystkiemu też za tobą tęsknie. Ale to moje warunki, nie zgadzam się na to żebyś ograniczał mi kontakty z kimkolwiek.
- Rose....
- Zamknij się, nie skończyłam. Mój ojciec nie może się dowiedzieć. Przynajmniej na razie, dopóki tu jest. Kolejny, nie będziesz robił mi żadnych scen kiedy będę rozmawiać z Ginem. Jest dla mnie ważny i musisz to zrozumieć. Kolejny i ostatni, na jakiś czas zero seksu.... Nic. Żadnych numerów. Jesteś facetem, wiem... Ale nadal mam wątpliwości co do tego, czy aby na pewno moje ciało nie jest u ciebie na pierwszym planie. Powiedzmy, że zaczynamy od zera. Więc ? - zapytała. Mam wrażenie, że sobie żartuje.... Mamy ukrywać się przed jej ojcem, na to jeszcze mogę pójść. Ale warunek z tym żółtkiem to już jakiś żart. Tak samo seks.... Kpina ?
Spojrzałem na nią, nie wygląda jakby żartowała.
- Mówisz nie moim warunkom i oczekujesz, że ja powiem tak twoim ? - mruknąłem.

sobota, 12 marca 2016

64. Dzień przedstawienia.

Co za męczący dzień xD

Mam nadzieję, że Wasz był lepszy ^^
Jeśli nie, może wieść o nowym rozdziale Wam go poprawi xD 
Poprawi /polepszy ? 
Nie ważne xD


Na serio jestem zmęczona xD


Do następnego ! XD

--------------------------------------------------------------
Jestem w totalnym szoku. Zaczęłam się osuwać na podłogę. Ma tupet... Jakby nigdy nic zostawił mi tu kwiaty.... Ach ? Dlaczego ja płacze ?
- Rosie ? Co się stało ? - podbiegł do mnie tata. Uklęknął obok mnie. Spojrzałam na niego.
- Od kogo te kwiaty ? - zapytał
- Pewnie od Kastiela. - wtrąciła się moja mama
- Tego Kastiela ? - mruknął mój tata. Nagle niesamowicie się wkurzyłam. Rzuciłam bukiet gdzieś przed siebie.
- Nie mógł po prostu zapomnieć ?! - krzyknęłam
- Evi ? Wbrew wszystkiemu chyba jesteście...
- Nie jesteśmy Tato. Już dawno. Wbrew pozorom... Aaaagr ! Nienawidzę go ! - mój tata wstał, z wrodzoną gracją podniósł bukiet i poszedł w stronę kuchni. Po chwili wrócił z pięknym uśmiechem i usiadł obok mnie.
- Nikt nie jest wart nawet jednej Twojej najmniejszej łzy, a szczególnie on. - przytulił mnie - A poza tym,  płakać przez takiego prostaka we własne urodziny, to oznaka samokrytyki.
- Haha... Samokrytyki ? - zaśmiałam się
- Miałaś się uśmiechnąć, zadziałało. - odsunął się ode mnie i wyszczerzył. Przejechał rękoma po moich policzkach. - Moja piękna córeczka.... Po co ci chłopacy ? Tylko moczą twoje piękne oczęta. Ja powinienem ci wystarczyć.
- Tato.... - mruknęłam udając urażoną
- No co ? Jestem facetem. - teraz to on udaje urażonego. Zaśmiałam się. Zawsze robi taką zabawną minę jak jest naburmuszony.
- Eeh.... Kocham Cię Tato. - przytuliłam się do niego
- Ja ciebie też. A dowiem się co zaszło ?
- Czasami niewiedza jest zbawienna, Isaac. - wtrąciła się moja mama
- Ale lepiej usłyszeć prawdę, niż snuć domysły...
- Zaufaj mi, to wcale nie jest lepsze. - wyszczerzyła się mama. Tata pomógł mi wstać. Postanowiliśmy pooglądać jakieś stare zdjęcia. Dawno tego nie robiłam, takie miłe, stare wspomnienia.
- Ooo a gdzie to ? - zapytałam patrząc na zdjęcie. Byłam gdzieś z mamą. Dookoła zielono i pełno małych królików.
- Lily, to chyba było na Okunoshimie ?
- Taaak. Dokładnie tam. Pamiętasz jak napadły Cię te króliki Isaac ? Hahahaha
- Ile miałam tu lat ? - zapytałam
- Ooooch... Chyba 4.
- Aiii.... Czemu nic nie pamiętam ? - mruknęłam
- Mogła mieć w sumie 3. - wtrąciła się mama - Wtedy wzięliśmy ją pierwszy raz w tamte rejony Japonii.
- Aaa możesz mieć rację.
- Ooo tutaj w Wenecji u Aurelii. Jak tam było pięknie.... - westchnęła
- W ogóle, co u cioci ?
- A nic nowego. Andrè cały czas pracuje, a ona siedzi w domu z małą Valentiną.
- Oooch ile ona już ma ?
- 4
- Już ? Matko... Jak ten czas leci... - westchnęłam
- Musimy się kiedyś wybrać do mojego drogiego rodzeństwa. - stwierdził
- Jestem za Tato.... Dawno nie widziałam kuzynostwa.
- Jak sie poszczęści, może zjada się na święta. - uśmiechnął się. Uwielbiam te zjazdy rodzinne. Rodzina od strony taty jest niesamowicie rozproszona po Europie. Rzadko ich widzę. Chce już święta.... Dobrze, że to już niedługo.
- Tato, za tydzień wystawiamy sztukę. Przyjdź z mamą.
- Jaka sztuka ?
- Romeo i Julia. Chce czy nie gram główną rolę...
- No i pięknie. Nie ma opcji, że mnie nie będzie. - uśmiechnął się.
- Super. - wyszczerzyłam się. Długo sobie tak posiedzieliśmy. Dobrze, że dzisiaj piątek.
Posiedziałam z rodzicami do ok 1. Zrobiłam się śpiąca.
- Pójdę już spać. Dobranoc. - powiedziałam i poszłam na górę. Kiedy przebrałam się w piżamę i miałam już zamykać drzwi usłyszałam krótką wymianę zdań rodziców.
- Lily, moi rodzice zapraszają twoich na święta.
- Isaac....
- No co ? Spójrz na to z tej strony, nie wiadomo czy Mary przyjedzie. A po co mamy się kręcić ?
- Mamy ?
- No chyba polecisz ze mną i Rose do moich rodziców ?
- Przypominam ci, że jesteśmy po rozwodzie.... I to nie rok czy dwa.... Jak to będzie wyglądać ?
- I co z tego, że jesteśmy po rozwodzie ? To nie ma znaczenia.
- Ma...
- Zastanów się nad tym. Według mnie to dobra opcja. - zamknęłam drzwi i położyłam się do łóżka. Z całą pewnością byłby to dosyć ciekawe.... Ale mama ma rację. Są kilka lat po rozwodzie i nagle pojawiłaby się na wigilii ? Eh.... Niech robią co chcą. Ważne, że się nie kłócą.
                                                      **
Od piątku dni leciały jak szalone. Mam wrażenie, że przed chwilą wstałam, w słoneczną sobotę i pojechałam z tatą na zakupy, a tutaj nagle jest już kolejny piątek. Stoję przed lustrem i jestem malowana przez Rozalie. Dzisiaj dzień wystawienia sztuki. Ten tydzień był taki nerwowy. Że myśmy się wszyscy tutaj nie pozabijali to jakiś cud.
- Pierwsze akty... Na scenę, raz raz raz ! - krzyknął Borys.
- Tybalt, Benwolio i dwóch co się kłóci. - odezwał się Frazowski. Więc się zaczęło. Wzięłam głęboki oddech.
- Denerwujesz się ? - podszedł do mnie Lysander.
- Ach ? Nieee... Wszytsko jest ok. A ty ?
- Trochę boje się że zapomnę tekstu...
- Hahahaha.... Dasz sobie radę ! - zaśmiałam się i poklepałam po ramieniu. Przez przygotowania do sztuki dosyć się do niego zbliżyłam.
- Boże jak się stresuje..... - podeszła do nas Su.
- Spokojnie.... Będzie ok. - uspokoiłam ją.
- Muszę iść. - powiedział Lys
- Powodzenia ! - krzyknęłyśmy równo.
- Po tej scenie jest chyba scena balu nie ? - zapytała Suśka
- Tak... Od razu Kapulet zaprosi w ramach pojednania Montekiego.
- W takim tempie szybko pójdzie. - uśmiechnęła się. Chwilę jeszcze postałyśmy. W końcu przyszedł po nas Frazowski.
- Zaraz wychodzicie. - oświadczył, poszłyśmy za nim. Przed wejściem na scenę stała już Kim. Uśmiechnęłam się do niej. Dostałyśmy znak od Borysa. Weszłyśmy.
- Tu jesteś córko. - zaczęła Kim
- Szukał mnie ktoś ?
- Mama. - odpowiedziała Su
- Muszę z Julią porozmawiać, zostań Marto, Twoja obecność mi potrzebna być może. Julia już wiek ma piękny, prawda ?
- Ach, prawda.... Dojrzała się stała.
I tak recytowałyśmy nasze linijki. Miałam wrażenie, że stoję tam już wieczność. W końcu wyszłyśmy. Minęłam się z Kastielem na schodach. Uśmiechnął się tajemniczo. Moje serce zadrgało. I wcale mi się to nie spodobało.
                                              *
Czyżbym się denerwowała ? Przede mną najsłynniejsza scena w dziejach literackich. Uspokój się Rose.... Dasz rade... Borys pomógł mi wejść na pseudo balkon. Ustawiłam się jak powinnam i spojrzałam przed siebie.
- "(...) Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem. Wnijdź cudowne słońce, zgładź zazdrosną lunę, która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś od niej piękniejsza. (...)"
- Och.... - teatralnie westchnęłam i na prawdę bardzo musiałam ze sobą walczyć, żeby nie zacząć się śmiać jak to zwykłam robić na próbach.
- " (...) Coś mówi ! Mów dalej uroczy aniele. (...)"
- " Romeo ! Czemuż ty jesteś Romeo ? Wyrzecz się swego rodu, rzuć te nazwę. Jeśli tego uczynić nie możesz, to przysięgnij wiernym być mojej miłości, a ja przestane być z krwi Kapuletów " - po krótkiej wymianie zdań Lys wszedł do mnie.
- " Zabiliby Cię, gdyby cie ujrzeli. " - powiedziałam. Po kolejnych dialogach coraz to bardziej zaczęłam się wczuwać w rolę. Lys podszedł do mnie i pocałował po czym zszedł z balkonu.
- " Sen na twe oczy, pokój w pierś niech spłynie. Obym był z nimi w tej błogiej godzinie. (...)" - w końcu skończyła się ta scena. Jeszcze tylko takie 2 kluczowe mnie czekają. W tym jedna z udziałem Kastiela....
                                               *
- Gotowa ? - podszedł do mnie Kastiel. Uśmiechnął się głupio.
- A ty ?
- Powiedzmy.
- Jakim cudem ty dostałeś tą rolę ? - parsknęłam śmiechem
- Też się zastanawiam... Może zmienimy trochę scenariusz? Co ty na to ?
- Co ty masz na myśli ?
- Jestem Kapuletem, mogę Cię wydać za siebie.
- Chyba w twoich snach. W tamtych czasach kaziroctwo było raczej nielegalne.
- A czternastolatka mogła przespać się z chłopakiem ? Bezsens.... - zaśmiałam się. Nieco się uspokoiło między nami. To przez te próby.... Ech.... To w sumie dobrze... Ale nadal nie usłyszałam z jego ust czegoś konkretnego.
Nie można mieć wszystkiego. Dobrze, że się uspokoiło.
Wywołali nas nas scenę, gdzie Julia dowiaduje się o ślubie z Parysem. Niedługo już koniec. Od tej sceny jakoś czas zaczął szybko lecieć. Scena za sceną. Nagle wisiałam nad "ciałem" Lysandra, czyli Romea. Chwilę później " odebrałam sobie życie ". Ostatnie monologi i..... Koniec.
Wszyscy zebraliśmy się na scenie i ukłoniliśmy.
- Zapraszamy na poczęstunek. - na scenę weszła zapłakana dyrektorka. Aż tak ją to poruszyło ? Niesamowite. Zeszłam ze sceny, czekał już tam na mnie tata. Wyściskał mnie i zaprowadził do mamy.

piątek, 4 marca 2016

63. Wyjątkowa liczba - Wyjątkowy dzień.

Czuje wiosnę ! 
Wy też ? XD

Już marzec ^^ Na prawdę lubię ten miesiąc Xd
Wszystko budzi się do życia, robi się coraz cieplej i mam imieniny xDDDD 

Zapraszam Was na nowy rozdział ^^ 

Życzę miłego weekendu i do następnego ❤


--------------------------------------------------------------
Do mnie ? Zdziwiłam się, nic ostatnio nie zamawiałam. Niepewnie wzięłam paczkę. Mama zajęła się tatą, ja poszłam do salonu. Odlożyłam paczkę na szklany stolik. Zaczęłam się jej uważnie przyglądać. Ciekawość mnie zaraz zabije. W końcu ją rozpakowałam. Pod brązowym pocztowym papierem skrywało się śliczne pudełko w różnych odcieniach fioletu. Niepewnie zajrzałam do środka. Na samym wierzchu była jakaś kartka. Wyciągnęłam ją. To list.
" Droga Rosevi,
Przepraszam jeżeli zabrzmiało to zbyt formalnie. >.<
To, co znajduje się pod listem to prezent. Mam nadzieję, że dojdzie na czas ~
Nawet w całym codziennym natłoku zajęć, wciąż pamiętam o tak ważnym dla Ciebie dniu. W końcu 18 to nie byle jaka liczba. W Twoim środowisku jesteś już dorosła... Jak ten czas leci. Mam wrażenie jakbyśmy się wczoraj poznali w tamtym parku, a to już tyle lat ~
Czeka Cię trudny czas. Matury to spory stres, proszę Cię nie myśl o tym za bardzo. Stres jest bardzo szkodliwy ~~
Wiem, że sobie z nimi poradzisz !
Gdybyś jednak ty w to wątpiła, miej to przy sobie.
Przynosi szczęście !
Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy, tęsknie...
                    Wszystkiego Najlepszego Rosie !
                 ~ Fighting !
                                                    XoXo
                                                                     ~ Twój Kyugin.
PS. Masz pozdrowienia od reszty ! Jesteśmy bardzo zajęci dlatego ostatnio nie mogliśmy się z Tobą skontaktować. Mamy nadzieję, że niebawem się to zmieni ! Powodzenia ! ~ aaaah i Najlepszego ! ~ dopisałem ja ! Yun ! Kekeke "
Wzruszyłam się.... Zobaczyłam co jest w pudełku. Mały misiek, 3 paczki moich ulubionych pocky, zabawne zdjęcie z podpisami chłopaków i małe pudełko. Wzięłam je. W środku była srebrna bransoletka z piękną koniczynką.
- Co to kochanie ? - podeszła moja mama. - Och jaka śliczna. Od kogo takie cudo ?
- Od Gina .... Pomożesz mi z zapięciem ? - zapytałam i wystawiłam do niej nadgarstek z bransoletką. Zaśmiała się i pomogła mi.
- To takie miłe z jego strony, że pamięta o twoich urodzinach.
- Ja sama o nich zapomniałam... - mruknęłam patrząc na bransoletkę. Jest prześliczna.....
- Jak można zapomnieć o urodzinach ? - zapytał mój tata. Usiadł obok mnie i przyjrzał się bransoletce. Uśmiechnął się.
- Ma gest chłopak. - wyszczerzył się.
- Co masz na myśli ? - zapytałam
- Nic nic. To po prostu miłe z jego strony. Żeby wszyscy chłopacy byli tak uprzejmi.... - westchnął - Jutro pójdziemy w trójkę do jakiejś restauracji. Trzeba uczcić twoje urodzinki.
- Tato....
- Bez dyskusji. - pocałował mnie w czoło. Jestem tak zabiegana, że kompletnie zapomniałam o tym, że jutro mam urodziny. Może obejdzie się w szkole bez jakiś dziwnych scenek. Ja zapomniałam o tych urodzinach, może reszta też. Posiedziałam jeszcze trochę z rodzicami, ale że byłam wykończona, po kolacji od razu poszłam spać. Przed snem napisalam jeszcze do Gina i reszty z podziękowaniami. To takie słodkie z ich strony. Rano obudziły mnie jakieś pierwsze smsy od rodziny. Zaczyna się....
- Sto lat ! Sto lat ! - kiedy akurat skończyłam się ubierać do pokoju weszli rodzice. Mama trzyma mały tort. Wywróciłam oczami. To dziwne uczucie kiedy śpiewają ci " sto lat ".... Stoisz i patrzysz jedynie..... Eh.
- Sto lat kochanie ! - krzyknęła moja mama. Podeszłam do niej żeby ją wycałować.
- Wszystkiego najlepszego córeczko. Prezent po południu.
- Nie potrzebuje żadnych prezentów, wystarczy mi że jesteście tu razem. - uśmiechnęłam się szczerze przytulajac się do taty. Zjedliśmy razem śniadanie, trochę tortu i musiałam zbierać się do szkoły. Oczywiście podwiózł mnie tata. Licze, że to będzie w miarę spokojny dzień. Poszłam zanieść rzeczy do szafki.
- Sto lat ! Sto lat ! - o nie....- Niech żyje, żyje nam ! - wydarła się Rozalia. Odwróciłam się do niej. Od razu się na mnie rzuciła. Kiedy odsunęła się ode mnie, Su podała mi kilka balonów i jakąś paczkę.
- Eeeh... Co to ma być ? - zapytałam
- No dzisiaj 16 listopada.... Twoje urodziny ! - krzyknęła Su
- I to nie byle jakie ! 18 ! - dodała Roza. Wywróciłam oczami. Co mogłam zrobić? Jednak nie udało mi się przeżyć tego dnia incognito.  Okazało się, że całkiem sporo ludzi wiedziało, że mam dzisiaj urodziny. Dostałam kilka kwiatów i mase życzeń, prawie od wszystkich. Prawie? Kastiel jest tym prawie. Nie ma go w ogóle w szkole. No cóż....
Po szkole wróciłam do domu. Musiałam się przebrać, bo niemal od razu wychodziliśmy do knajpy, którą wybrał tata. Knajpa to w sumie złe określenie.... Jakaś restauracja.
Zamówiliśmy jakieś dania, każdy coś innego. Kelner przyniósł przystawki i szampana. Nagle w lokalu zrobiło się cicho, światła nieco przygasły a muzycy zaczęli grać piosenkę, która slyszalam już dzisiaj sporo razy. Spojrzałam pytająco na tatę. Tylko on jest zdolny do takich szaleństw. Na salę wjechał na serio ogromny tort. Kiedy borykałam się z uczuciem zachwytu mój tata wszedł na scenę.
- Dordzy goście, to co przed chwilą się wydarzyło, to było nieco szalone i dla Was tu wszystkich zebranych na pewno niespodziewane. Moja córka Rosie, ma dzisiaj 18 urodziny ...- na sali rozległy się oklaski... Strzeliłam lekkiego buraka. - Hahaha.... Tak, tak, i właśnie z tej okazji to całe zamieszanie. Zamieszanie za które oczywiście przepraszam, ale to moja jedyna córka, jedyne dziecko więc myślę że moje szaleństwo zostanie wybaczone. Jeżeli nie, to może tort Państwa jakoś przekona. Kochanie... Jeszcze raz, wszystkiego najlepszego ! - krzyknął przez mikrofon i zszedł ze sceny. Normalna muzyka znowu wróciła do repertuaru zespołu. Tata wrócił do stołu. 
- Szaleniec... - zaśmiała się moja mama
- Evi, to dla Ciebie - podał mi pudełko - Ostatni chyba zgubiłaś... Ale to nic. - uśmiechnął się. Otworzyłam pudełko. Srebrny, długi naszyjnik z przywieszką w kształcie łezki z zielonym oczkiem. Wstałam od stołu i podziękowałam mu.
- To tylko część prezentu. Drugą otrzymasz w ferie.
- Hm ? Jak to ?
- Jedziemy w Alpy na narty i własne tam dostaniesz resztę.
- Oooo ! Ale super ! - ucieszyłam  się. Dawno nie byłam w górach.
- Lily, mam nadzieję, że pojedziesz z nami. - uśmiechnął się czarujaco do mojej mamy.
- A w sumie.... Czemu nie. Załatwie sobie urlop.
- No i to mi się podoba. Jedzmy ! Jestem strasznie głodny. - wzięliśmy się za jedzenie. Długo tam posiedzieliśmy. To było fajnie popołudnie. Niestety nic nie trwa wiecznie, po deserze pojechaliśmy do domu, zahaczyliśmy jedynie o market żeby zrobić jakieś zakupy.
- Masz klucze ? - zapytała moja mama
- Taaak...
- To idź już do domu, a my weźmiemy zakupy.
- Ok.- powiedziałam i poszłam w stronę kamienicy. Weszłam na górę. Stanęłam przy drzwiach i zaczęłam szukać kluczy w torebce.
- A co to.... - spojrzałam pod nogi. Na wycieraczce leżał spory bukiet czerwonych, długich róż. Podniosłam go. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Kiedy się rozebrałam dopiero przyjrzałam się kwiatom. Między zielonymi liściami wyróżniała się biała karteczka. Wzięłam ją w ręce. Niewyraźne pismo.
" Wszystkiego Najlepszego.
                                          ~ Kastiel. "
Zamrłam.