Hejoo ! :D
Święta, święta i po świętach kochani ~
Jak pamiętajcie, jakiś czas temu pytałam Was o zdanie odnośnie rozdziału z wątkiem rodziny Rose ~
Przed Wami właśnie ten rozdział xD
Od razu mówię, że nie wnosi on nic specjalnego do całej historii ~
Można to potraktować jako taki hm.... Bonus ? XD
Mimo tego, że ten rozdział nie wnosi czegoś konkretnego, mam nadzieję, że jakoś da się go przeczytać i, że jest godny Waszej uwagi :D
Następny rozdział prawdopodobnie w piątek !
Pozdrawiam ! ^^
--------------------------------------------------------------
Siedząc jak na szpilkach czekałam aż tata powie cokolwiek. Miałam wrażenie, że w aucie jest mega napięta atmosfera. Zerknęłam na niego, wydaje się jakby nad czymś intensywnie myślał. Boże, zaraz oszaleje...
- Evi.... - mruknął w końcu
- Tak ?
- Miałem wrażenie.... Że widziałem tego palanta. To było jedynie moje wrażenie, czy on znowu kręci się obok ciebie ?
- Tato, nadal jestem z nim w klasie. Był w tej grupce, wyszliśmy wszyscy razem z egzaminów.
- Ale niczego nie próbuje ?
- Nie. - gdybyś tylko wiedział... Nie wiem czy najpierw zabiłbyś mnie czy jego...
- To dobrze. - uśmiechnął się dumnie - Jedziemy szybko na zakupy i do domu.
- Tato, a co z wigilią ?
- A co ma być kochanie ? Jedziemy najpierw do babci Anastazji i dziadka Ruperta a później lecimy do babci Marii i dziadka Georga.
- Oooch, jedziesz z nami do babci ?
- Taaak, zaprosiła mnie. To zaproszenie skutkuje też tym, że Twoja mama musi lecieć z nami do moich rodziców.
- Tak ? Ale fajnie. - uśmiechnęłam się. Dawno nie było tak rodzinnych świąt. Jestem pod wrażeniem. Jestem tylko ciekawa, czy wszyscy się pojawią.
Moje rozmyślania przerwało zatrzymanie się auta. Jesteśmy pod centrum. Szybko zrobiliśmy potrzebne zakupy. Przy okazji zajrzeliśmy do kilku sklepów po jakieś prezenty.
- Co by kupić Twojej mamie....
- Ooo chcesz jej coś kupić ? - wyszczerzyłam się patrząc na niego nieco zaciekawiona. Te jego intensywne myślenie zawsze było strasznie zabawne.
- Jednak spędzimy razem święta, wypada coś jej dać. - uśmiechnął się ciepło - Jak myślisz, lepiej kolczyki czy może coś innego ?
- Rzadko nosi kolczyki... Może jakąś bransoletkę ? Albo coś poza biżuterią.... Hm...
- Pióro.
- Oooo... To było by idealne ! - poszliśmy wybrać dla mamy pióro. Ona lubi takie gadżety. Tata wymęczył sprzedawczynie. Biedna kobieta musiała latać cały czas na zaplecze po inny model. Tata zawsze mega się czepia o każde szczegóły, nawet te najdrobniejsze. Po godzinie byłam przekonana, że wyjdziemy z niczym, ale ostatni model jaki znalazła, zrobił na tacie takie wrażenie, że on też postanowił sobie takie kupić, ale... Niestety na swój będzie musiał poczekać. Uważnie patrzyłam jak kobieta pięknie pakuje pióro. Jest faktycznie ładne. Delikatne, srebrne, chyba chromowane. Nie znam się na tym, ale jest na prawdę ładne.
Po zakupach wróciliśmy do domu. Nieco później niż zakładaliśmy i przez to przygotowania na święta przełożyłyśmy z mamą na jutro.
**
- Evi.... - mruknął w końcu
- Tak ?
- Miałem wrażenie.... Że widziałem tego palanta. To było jedynie moje wrażenie, czy on znowu kręci się obok ciebie ?
- Tato, nadal jestem z nim w klasie. Był w tej grupce, wyszliśmy wszyscy razem z egzaminów.
- Ale niczego nie próbuje ?
- Nie. - gdybyś tylko wiedział... Nie wiem czy najpierw zabiłbyś mnie czy jego...
- To dobrze. - uśmiechnął się dumnie - Jedziemy szybko na zakupy i do domu.
- Tato, a co z wigilią ?
- A co ma być kochanie ? Jedziemy najpierw do babci Anastazji i dziadka Ruperta a później lecimy do babci Marii i dziadka Georga.
- Oooch, jedziesz z nami do babci ?
- Taaak, zaprosiła mnie. To zaproszenie skutkuje też tym, że Twoja mama musi lecieć z nami do moich rodziców.
- Tak ? Ale fajnie. - uśmiechnęłam się. Dawno nie było tak rodzinnych świąt. Jestem pod wrażeniem. Jestem tylko ciekawa, czy wszyscy się pojawią.
Moje rozmyślania przerwało zatrzymanie się auta. Jesteśmy pod centrum. Szybko zrobiliśmy potrzebne zakupy. Przy okazji zajrzeliśmy do kilku sklepów po jakieś prezenty.
- Co by kupić Twojej mamie....
- Ooo chcesz jej coś kupić ? - wyszczerzyłam się patrząc na niego nieco zaciekawiona. Te jego intensywne myślenie zawsze było strasznie zabawne.
- Jednak spędzimy razem święta, wypada coś jej dać. - uśmiechnął się ciepło - Jak myślisz, lepiej kolczyki czy może coś innego ?
- Rzadko nosi kolczyki... Może jakąś bransoletkę ? Albo coś poza biżuterią.... Hm...
- Pióro.
- Oooo... To było by idealne ! - poszliśmy wybrać dla mamy pióro. Ona lubi takie gadżety. Tata wymęczył sprzedawczynie. Biedna kobieta musiała latać cały czas na zaplecze po inny model. Tata zawsze mega się czepia o każde szczegóły, nawet te najdrobniejsze. Po godzinie byłam przekonana, że wyjdziemy z niczym, ale ostatni model jaki znalazła, zrobił na tacie takie wrażenie, że on też postanowił sobie takie kupić, ale... Niestety na swój będzie musiał poczekać. Uważnie patrzyłam jak kobieta pięknie pakuje pióro. Jest faktycznie ładne. Delikatne, srebrne, chyba chromowane. Nie znam się na tym, ale jest na prawdę ładne.
Po zakupach wróciliśmy do domu. Nieco później niż zakładaliśmy i przez to przygotowania na święta przełożyłyśmy z mamą na jutro.
**
- Tak się ciesze, że wpadliście kochani... - babcia mnie przytuliła - Tak dawno nie widziałam was razem.
- Ana już nie przesadzaj. - mruknął dziadek
- A ty nie marudź.
- Szkoda, że Mary nie dojechała. - mruknęła moja mama
- Oooj kochanie, Australia to taki kawał świata... Ja się nie dziwie, że nie dali rady przylecieć. Ważne, że miałam chociaż was. - uśmiechnęła się - Isaac, na prawdę miło było Cię widzieć.
- Ciebie również.
- Evi kochanie, uważaj na tej swojej desce. - jeszcze raz mnie przytuliła
- Babciu, będę na nartach a nie na snowboardzie...
- Aaaj nie znam się haha. Dobrze kochani, lećcie lećcie. Pozdrówcie Marie i Georga.
- Koniecznie ! - powiedział dziadek. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na prosto na lotnisko.
- Stało się coś kochanie ? - zapytała mama
- Nie nie.... Myślałam tylko, że zajedziemy na chwilę do domu.
- Zapomniałaś czegoś księżniczko ? - odezwał się tata. Tak, pożegnać się z Kastielem....
- Nie, mam wszystko. - uśmiechnęłam się. Napisalam Smsa do Kasta.
" Chyba jednak nie dam rady się pożegnać. Jedziemy od razu na lotnisko. Chyba jednak spotkamy się dopiero na balu, kochanie ~ "
- Ale się ciesze, wiecie ? - w lusterku zobaczyłam szczery uśmiech taty. - Dawno nie widziałem rodzinki. Trochę odpoczniemy, pojeździmy na nartach. Evi pamietasz, że w Alpach czeka na ciebie jeszcze... - dostałam Smsa od Kasta.
" Załamujesz mnie, kotku. A miałem taką nadzieję, że uda nam się przymknąć oko na nasz celibat ;) " uśmiechnęłam się pod nosem. Ten tylko o jednym.
- Rose słuchasz mnie ?
- Tak ?
- Pytałem czy pamiętasz o tym, że w Alpach czeka na ciebie kolejna urodzinowa niespodzianka.
- Aaach... Tak, pamiętam. - zapomniałam o tym ... Mógł mi o tym nie przypominać, będzie mnie to dręczyć aż tam nie pojedziemy. Spojrzałam na niego. Zachwyt nie znika z jego twarzy, na serio boje się tej niespodzianki.
-" Celibat wciąż obowiązuje i NIE MA mowy jak na razie o przymknięciu oka :) "
- " Jesteś okrutna ~ "
- Jesteśmy. - dojechaliśmy na lotnisko.
**
- Ana już nie przesadzaj. - mruknął dziadek
- A ty nie marudź.
- Szkoda, że Mary nie dojechała. - mruknęła moja mama
- Oooj kochanie, Australia to taki kawał świata... Ja się nie dziwie, że nie dali rady przylecieć. Ważne, że miałam chociaż was. - uśmiechnęła się - Isaac, na prawdę miło było Cię widzieć.
- Ciebie również.
- Evi kochanie, uważaj na tej swojej desce. - jeszcze raz mnie przytuliła
- Babciu, będę na nartach a nie na snowboardzie...
- Aaaj nie znam się haha. Dobrze kochani, lećcie lećcie. Pozdrówcie Marie i Georga.
- Koniecznie ! - powiedział dziadek. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na prosto na lotnisko.
- Stało się coś kochanie ? - zapytała mama
- Nie nie.... Myślałam tylko, że zajedziemy na chwilę do domu.
- Zapomniałaś czegoś księżniczko ? - odezwał się tata. Tak, pożegnać się z Kastielem....
- Nie, mam wszystko. - uśmiechnęłam się. Napisalam Smsa do Kasta.
" Chyba jednak nie dam rady się pożegnać. Jedziemy od razu na lotnisko. Chyba jednak spotkamy się dopiero na balu, kochanie ~ "
- Ale się ciesze, wiecie ? - w lusterku zobaczyłam szczery uśmiech taty. - Dawno nie widziałem rodzinki. Trochę odpoczniemy, pojeździmy na nartach. Evi pamietasz, że w Alpach czeka na ciebie jeszcze... - dostałam Smsa od Kasta.
" Załamujesz mnie, kotku. A miałem taką nadzieję, że uda nam się przymknąć oko na nasz celibat ;) " uśmiechnęłam się pod nosem. Ten tylko o jednym.
- Rose słuchasz mnie ?
- Tak ?
- Pytałem czy pamiętasz o tym, że w Alpach czeka na ciebie kolejna urodzinowa niespodzianka.
- Aaach... Tak, pamiętam. - zapomniałam o tym ... Mógł mi o tym nie przypominać, będzie mnie to dręczyć aż tam nie pojedziemy. Spojrzałam na niego. Zachwyt nie znika z jego twarzy, na serio boje się tej niespodzianki.
-" Celibat wciąż obowiązuje i NIE MA mowy jak na razie o przymknięciu oka :) "
- " Jesteś okrutna ~ "
- Jesteśmy. - dojechaliśmy na lotnisko.
**
To były długi lot. Długi i strasznie męczący. Zdawałoby się, że babcia Maria z dziadkiem nie mieszkają w sumie tak daleko i samolotem ojca dolecimy tam w, co najwyżej, 2 godziny. Jednak warunki pogodowe nie były jakoś specjalnie przychylne i lot zajął nam ponad 4. Przez to spore opóźnienie gnamy teraz przez praktycznie puste ulice Brugii żeby jak najszybciej znaleźć się u dziadków. Wszyscy czekają aż dojedziemy, bo dopiero wtedy usiądą do stołu.
- I te cholerne światła... - mruknął tata. - Lily, która godzina ?
- Po 20
- Cholera...
- Spokojnie. - uśmiechnęła się do taty
- Byłbym spokojny gdyby wszyscy nie czekali aż łaskawie się zjawimy żeby usiąść do stołu. Mama i jej chore zasady.
- Haha pewne rzeczy się jednak nie zmieniają. - zaśmiała się
- Dokładnie, chociaż raz by mogło... - westchnął. Zielone, ruszyliśmy. Patrzyłam przez okno. Byłam tu tak dawno temu... W sumie, babcię z dziadkiem widziałam ostatni raz z 3 lata temu.... No może 2. A w Brugii ostatni raz byłam.... O matko.... Z 6 lat temu. To piękne miasto. Właśnie przejechaliśmy obok mojej ulubionej cukierni. Mieli tam najlepszą czekoladę. Chociaż w sumie.... Każda czekolada w Belgii jest dobra. Tak czy owak, jesteśmy już blisko.
Chwilę jeszcze jechaliśmy. Minęliśmy po drodze piękny park, rynek i plac. Dziadkowie mieszkają w pięknym miejscu. To miasto jest na prawdę urokliwe. Samo centrum robi wyrażenie, ale obrzeża według mnie zachwycają bardziej. Stara architektura ma coś w sobie. Mogłam wziąć szkicownik, kilka elementów chętnie sama bym narysowała.
- Dobra, jesteśmy. Wysiadamy. - powiedział tata i na prawdę szybko wysiadł z auta. Poczekał na nas, zamknął auto i razem ruszyliśmy w stronę rodzinnego domu taty. Nic się nie zmieniło. Wracają miłe wspomnienia z dzieciństwa. Weszliśmy na posesję dziadków. Już tutaj słychać kolędowanie rodzinki. Uśmiechnęłam się. Tata zadzwonił dzwonkiem. Po chwili ucichło, a drzwi otworzyła nam bardzo znajoma osoba. Dla niektórych nie wyróżniająca się jakoś specjalnie pani w podeszłym wieku, ale dla mnie moja ukochana babcia.
- Moje szczęście ! Chodź, chodź do babci. - przytuliła mnie. Natychmiast się wtuliłam. Tak mi jej brakowało.
- Tak się stęskniłam kochanie.... - szepnęła mi do ucha.
- Ja też babciu. - obsunęłam się. Babcia przywitała się z tatą i mamą. Nie kryła radości, że ją widzi.
- Ale czemu wy tak stoicie w tych drzwiach, wchodźcie. - pojawił się dziadek. Zaśmiałam się bo w końcu posiwiał.
- No co, nie poznajesz dziadzia ? - uśmiechnął się do mnie. Pobiegłam do niego i mocno przytuliłam.
- Jakbym mogła. - pocałowałam go w policzek.
- Rose ! Rose ! - usłyszałam znajomy głos. Z salonu wybiegła mała brunetka. No już nie taka mała...
- Nicole ! No chodź tu do mnie ! - kucnęłam, Niki od razu do mnie podbiegła.
- Ale ty urosłaś... - nie kryłam zachwytu. Spojrzała mi w oczy i się uśmiechnęła.
- Mam już 11 lat wiesz ?
- Jak ten czas leci haha - podniosłam się i pogłaskałam ją.
- Chodźcie do stołu. - zarządził dziadek
- Przepraszam Tato, mieliśmy problemy z pogodą, nie dało się szybciej....
- Nic się nie stało synu. Doskonale rozumiem. - uśmiechnął się. Taaak, dziadek jak mało kto wie, że warunki pogodowe są bardzo ważne jeżeli chodzi o latanie. Jest emerytowanym pilotem wojskowym.
- No kogo to moje oczy widzą ? - usłyszałam. - Witam mojego przystojnego braciszka.
- Witam moją piękną siostrzyczkę. - ten ich oficjalny ton. Skrzyżowali mroźne spojrzenia i po chwili oboje wybuchli śmiechem i przytulili się do siebie.
- Tak dobrze Cię widzieć Isaac. Miałeś. Do. Mnie. Przyjechać. Gorylu. - ciocia wypowiadając każde słowo lekko biła tatę po ramieniu.
- Praca. Praca. Praca. Małpo. - zaśmiał się.
- Aaaaa Idź ty.... - mruknęła - Jest i moja najpiękniejsza chrześnica. Eviii.... - ciocia Aurelia podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Cześć ciociu. - tak dawno jej nie widziałam
- Ale wyrosłaś.... Niech ci się przyjrze.... - zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu. - Aaah najlepsze geny masz po nas, ślicznotko. - pocałowała mnie w policzek.
- Wybacz Lily haha - zaśmiała się i podeszła do mojej mamy. Przytuliły się. - Val ! Chodź do mamy. - krzyknęła. Z kuchni nieśmiało wyszła malutka dziewczynka. Jest prześliczna. Drobniutka po cioci, ma ciemną karnację po wujku i po nim ma też czarne włosy, długie i grube czarne włoski. Ale oczy... Oczy ma już po cioci. Piękna szmaragdowa zieleń, która błyszczy w oczach u przynajmniej połowy ludzi tutaj zebranych.
- To jest twój wujek Isaac, jego żona ciocia Lily a to Twoja kuzynką Rosevi. - powiedziała do małej - A to moja mała pociecha Valentinka.
- Aurela... No wypisz wymaluj moja mała Evi... - westchnął tata. Przyjrzałam się mojej małej kuzynce. Faktycznie... Widzę między nami pewne podobieństwo. Valentina podeszła do nas. Uraczyła nas pięknym, powalającym uśmiechem i schowała się za ciocią.
- Jest trochę nieśmiała.... Ma to chyba po Andrè.... No nic... Chodźcie do stołu, wszyscy już tu umieraliśmy haha. - zaśmiała się. Ruszyliśmy do jadalni.
- Buu!
- Jezu ! Debiluuuuuu.... - mruknęłam i walnęłam dowcipnisia.
- Tak się cieszysz, że mnie widzisz ? - mój jakże drogi kuzyn Nikodem. Istny idiota, nie zabawny żartowniś. Zmierzyłam go wzrokiem, ostatni raz jak go widziałam miał 12 lat. Urosło mu się i, o zgrozo, muszę to przyznać, wyprzystojniał. Ciemna karnacja, czarne włosy i znajome oczy.
- Cieszę się Niko... Ale mnie wystraszyłeś. - przytuliłam się do niego. Jest równy ze mną ?! Jednak więcej cech odziedziczył po wujku.
Usiadłam sobie obok cioci Aurelii, zaraz naprzeciwko miałam wujka Derka i ciocię Vanesse, która miała na kolanach małą Nadię. Uwielbiam tą małą. Jest bardzo podobna do Vanessy, w sumie wypisz wymaluj... Najpiękniejsze u niej są oczy. Piękny lazur. Nadia jest w sumie drugim dzieckiem w rodzinie, które ma oczy inne niż zielone. Nicole ma brązowe. Poza nimi wszyscy z mojego kuzynostwa od strony taty, mają szmaragdowe oczy. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że to może być tak silne w genach. Teraz jak siedzimy przy stole wszyscy razem dopiero fajnie widać siłę genów Evansów. Jakby tak ktoś z zewnątrz spojrzałby na nas wszystkich na prawdę łatwo mógłby stwierdzić, kto jest z rodziny, a kto, jakkolwiek to brzmi, jest z wyboru. Na prawdę, dziadkowie, w szczególności dziadek, ich potomstwo i my, wnuki, to w większości genetyczne kopiuj ➡ wklej.
- Podzielmy się wszyscy opłatkiem. Żeby zyskać na czasie kochani, bo wszyscy jesteśmy głodni. Złoże życzenia tak od razu. Moje kochane dzieci ~ Camille, Isaac, Derek i Aurelia. Życzę wam pociechy z dzieci, dużo zdrowia i samych sukcesów. Moje ukochane synowe oraz drodzy zięciowie ~ Lillyanne, Vamessa, Amdrè i Pablo. Bywało między nami różnie, ale ciesze się, że wszyscy tu dzisiaj jesteście. Wam również życzę dużo zdrowia i samych sukcesów. A moje najdroższe wnuki.... Moja piękna Rosevi...- podszedł do mnie - Szczęścia na maturze nasz brylanciku, zdrowia i samych sukcesów na dorosłej drodze życia. - pocałował mnie w czubek głowy. Ułamałam kawałek opłatka.
- Nikodem, tobie życzę abyś w końcu wydoroślał i znalazł szczęście w miłości. Moja miała Nicole, życzę Ci aby twój cenny talent się rozwijał. Hope moja piękna nadziejo, samych sukcesów w szkole. To twój pierwszy rok. I moja mała cyrkonia, Valenitno, dziadzio życzy ci dużo zdrówka. - pogłaskał małą. Podszedł do babci, powiedział jej kilka słów na ucho. Wszyscy wymieniliśmy się szybko i na siedząco życzeniami i wzięliśmy za kolację. Zaraz po tym jak zjedliśmy, daliśmy sobie prezenty. Teraz nadszedła najlepsza część.
- Cam siadaj do fortepianu - zarządził wujek Derek
- Aaah nigdy się nie nauczysz, że jestem najstarsza i mi się nie rozkazuje ? - zaśmiała się ciocia ale usiadła przy śnieżno-białym fortepianie. Wujek usiadł z gitarą. Ciocia Aurelia podeszła do kominka i ściągnęła wiszące nad nim dwie pary brązowych skrzypców. Jedne podała tacie.
- Tak dawno nie grałem na moich stradivariusach. - westchnął mój tata
- Pewnych rzeczy się nie zapomina mój drogi braciszku. - uśmiechnęła się ciocia. Ustawiła się tak jak trzeba, spojrzała na mojego tatę i czekała. Tata ułożył sobie skrzypce, spojrzał na ciocię i w tej samej chwili oboje rozpoczęli najpiękniejszą kolędę. Cicha noc. Po chwili dołączył się wujek z gitarą i ciocia z fortepianem. Coś cudownego. Takie święta kocham najbardziej. Głośne, w gronie całej rodziny, przepełnione miłością. Za każdym razem jak obserwuje takie wydarzenia wiem, że chce aby moje święta wyglądały właśnie tak w przyszłości.
- I te cholerne światła... - mruknął tata. - Lily, która godzina ?
- Po 20
- Cholera...
- Spokojnie. - uśmiechnęła się do taty
- Byłbym spokojny gdyby wszyscy nie czekali aż łaskawie się zjawimy żeby usiąść do stołu. Mama i jej chore zasady.
- Haha pewne rzeczy się jednak nie zmieniają. - zaśmiała się
- Dokładnie, chociaż raz by mogło... - westchnął. Zielone, ruszyliśmy. Patrzyłam przez okno. Byłam tu tak dawno temu... W sumie, babcię z dziadkiem widziałam ostatni raz z 3 lata temu.... No może 2. A w Brugii ostatni raz byłam.... O matko.... Z 6 lat temu. To piękne miasto. Właśnie przejechaliśmy obok mojej ulubionej cukierni. Mieli tam najlepszą czekoladę. Chociaż w sumie.... Każda czekolada w Belgii jest dobra. Tak czy owak, jesteśmy już blisko.
Chwilę jeszcze jechaliśmy. Minęliśmy po drodze piękny park, rynek i plac. Dziadkowie mieszkają w pięknym miejscu. To miasto jest na prawdę urokliwe. Samo centrum robi wyrażenie, ale obrzeża według mnie zachwycają bardziej. Stara architektura ma coś w sobie. Mogłam wziąć szkicownik, kilka elementów chętnie sama bym narysowała.
- Dobra, jesteśmy. Wysiadamy. - powiedział tata i na prawdę szybko wysiadł z auta. Poczekał na nas, zamknął auto i razem ruszyliśmy w stronę rodzinnego domu taty. Nic się nie zmieniło. Wracają miłe wspomnienia z dzieciństwa. Weszliśmy na posesję dziadków. Już tutaj słychać kolędowanie rodzinki. Uśmiechnęłam się. Tata zadzwonił dzwonkiem. Po chwili ucichło, a drzwi otworzyła nam bardzo znajoma osoba. Dla niektórych nie wyróżniająca się jakoś specjalnie pani w podeszłym wieku, ale dla mnie moja ukochana babcia.
- Moje szczęście ! Chodź, chodź do babci. - przytuliła mnie. Natychmiast się wtuliłam. Tak mi jej brakowało.
- Tak się stęskniłam kochanie.... - szepnęła mi do ucha.
- Ja też babciu. - obsunęłam się. Babcia przywitała się z tatą i mamą. Nie kryła radości, że ją widzi.
- Ale czemu wy tak stoicie w tych drzwiach, wchodźcie. - pojawił się dziadek. Zaśmiałam się bo w końcu posiwiał.
- No co, nie poznajesz dziadzia ? - uśmiechnął się do mnie. Pobiegłam do niego i mocno przytuliłam.
- Jakbym mogła. - pocałowałam go w policzek.
- Rose ! Rose ! - usłyszałam znajomy głos. Z salonu wybiegła mała brunetka. No już nie taka mała...
- Nicole ! No chodź tu do mnie ! - kucnęłam, Niki od razu do mnie podbiegła.
- Ale ty urosłaś... - nie kryłam zachwytu. Spojrzała mi w oczy i się uśmiechnęła.
- Mam już 11 lat wiesz ?
- Jak ten czas leci haha - podniosłam się i pogłaskałam ją.
- Chodźcie do stołu. - zarządził dziadek
- Przepraszam Tato, mieliśmy problemy z pogodą, nie dało się szybciej....
- Nic się nie stało synu. Doskonale rozumiem. - uśmiechnął się. Taaak, dziadek jak mało kto wie, że warunki pogodowe są bardzo ważne jeżeli chodzi o latanie. Jest emerytowanym pilotem wojskowym.
- No kogo to moje oczy widzą ? - usłyszałam. - Witam mojego przystojnego braciszka.
- Witam moją piękną siostrzyczkę. - ten ich oficjalny ton. Skrzyżowali mroźne spojrzenia i po chwili oboje wybuchli śmiechem i przytulili się do siebie.
- Tak dobrze Cię widzieć Isaac. Miałeś. Do. Mnie. Przyjechać. Gorylu. - ciocia wypowiadając każde słowo lekko biła tatę po ramieniu.
- Praca. Praca. Praca. Małpo. - zaśmiał się.
- Aaaaa Idź ty.... - mruknęła - Jest i moja najpiękniejsza chrześnica. Eviii.... - ciocia Aurelia podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Cześć ciociu. - tak dawno jej nie widziałam
- Ale wyrosłaś.... Niech ci się przyjrze.... - zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu. - Aaah najlepsze geny masz po nas, ślicznotko. - pocałowała mnie w policzek.
- Wybacz Lily haha - zaśmiała się i podeszła do mojej mamy. Przytuliły się. - Val ! Chodź do mamy. - krzyknęła. Z kuchni nieśmiało wyszła malutka dziewczynka. Jest prześliczna. Drobniutka po cioci, ma ciemną karnację po wujku i po nim ma też czarne włosy, długie i grube czarne włoski. Ale oczy... Oczy ma już po cioci. Piękna szmaragdowa zieleń, która błyszczy w oczach u przynajmniej połowy ludzi tutaj zebranych.
- To jest twój wujek Isaac, jego żona ciocia Lily a to Twoja kuzynką Rosevi. - powiedziała do małej - A to moja mała pociecha Valentinka.
- Aurela... No wypisz wymaluj moja mała Evi... - westchnął tata. Przyjrzałam się mojej małej kuzynce. Faktycznie... Widzę między nami pewne podobieństwo. Valentina podeszła do nas. Uraczyła nas pięknym, powalającym uśmiechem i schowała się za ciocią.
- Jest trochę nieśmiała.... Ma to chyba po Andrè.... No nic... Chodźcie do stołu, wszyscy już tu umieraliśmy haha. - zaśmiała się. Ruszyliśmy do jadalni.
- Buu!
- Jezu ! Debiluuuuuu.... - mruknęłam i walnęłam dowcipnisia.
- Tak się cieszysz, że mnie widzisz ? - mój jakże drogi kuzyn Nikodem. Istny idiota, nie zabawny żartowniś. Zmierzyłam go wzrokiem, ostatni raz jak go widziałam miał 12 lat. Urosło mu się i, o zgrozo, muszę to przyznać, wyprzystojniał. Ciemna karnacja, czarne włosy i znajome oczy.
- Cieszę się Niko... Ale mnie wystraszyłeś. - przytuliłam się do niego. Jest równy ze mną ?! Jednak więcej cech odziedziczył po wujku.
Usiadłam sobie obok cioci Aurelii, zaraz naprzeciwko miałam wujka Derka i ciocię Vanesse, która miała na kolanach małą Nadię. Uwielbiam tą małą. Jest bardzo podobna do Vanessy, w sumie wypisz wymaluj... Najpiękniejsze u niej są oczy. Piękny lazur. Nadia jest w sumie drugim dzieckiem w rodzinie, które ma oczy inne niż zielone. Nicole ma brązowe. Poza nimi wszyscy z mojego kuzynostwa od strony taty, mają szmaragdowe oczy. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że to może być tak silne w genach. Teraz jak siedzimy przy stole wszyscy razem dopiero fajnie widać siłę genów Evansów. Jakby tak ktoś z zewnątrz spojrzałby na nas wszystkich na prawdę łatwo mógłby stwierdzić, kto jest z rodziny, a kto, jakkolwiek to brzmi, jest z wyboru. Na prawdę, dziadkowie, w szczególności dziadek, ich potomstwo i my, wnuki, to w większości genetyczne kopiuj ➡ wklej.
- Podzielmy się wszyscy opłatkiem. Żeby zyskać na czasie kochani, bo wszyscy jesteśmy głodni. Złoże życzenia tak od razu. Moje kochane dzieci ~ Camille, Isaac, Derek i Aurelia. Życzę wam pociechy z dzieci, dużo zdrowia i samych sukcesów. Moje ukochane synowe oraz drodzy zięciowie ~ Lillyanne, Vamessa, Amdrè i Pablo. Bywało między nami różnie, ale ciesze się, że wszyscy tu dzisiaj jesteście. Wam również życzę dużo zdrowia i samych sukcesów. A moje najdroższe wnuki.... Moja piękna Rosevi...- podszedł do mnie - Szczęścia na maturze nasz brylanciku, zdrowia i samych sukcesów na dorosłej drodze życia. - pocałował mnie w czubek głowy. Ułamałam kawałek opłatka.
- Nikodem, tobie życzę abyś w końcu wydoroślał i znalazł szczęście w miłości. Moja miała Nicole, życzę Ci aby twój cenny talent się rozwijał. Hope moja piękna nadziejo, samych sukcesów w szkole. To twój pierwszy rok. I moja mała cyrkonia, Valenitno, dziadzio życzy ci dużo zdrówka. - pogłaskał małą. Podszedł do babci, powiedział jej kilka słów na ucho. Wszyscy wymieniliśmy się szybko i na siedząco życzeniami i wzięliśmy za kolację. Zaraz po tym jak zjedliśmy, daliśmy sobie prezenty. Teraz nadszedła najlepsza część.
- Cam siadaj do fortepianu - zarządził wujek Derek
- Aaah nigdy się nie nauczysz, że jestem najstarsza i mi się nie rozkazuje ? - zaśmiała się ciocia ale usiadła przy śnieżno-białym fortepianie. Wujek usiadł z gitarą. Ciocia Aurelia podeszła do kominka i ściągnęła wiszące nad nim dwie pary brązowych skrzypców. Jedne podała tacie.
- Tak dawno nie grałem na moich stradivariusach. - westchnął mój tata
- Pewnych rzeczy się nie zapomina mój drogi braciszku. - uśmiechnęła się ciocia. Ustawiła się tak jak trzeba, spojrzała na mojego tatę i czekała. Tata ułożył sobie skrzypce, spojrzał na ciocię i w tej samej chwili oboje rozpoczęli najpiękniejszą kolędę. Cicha noc. Po chwili dołączył się wujek z gitarą i ciocia z fortepianem. Coś cudownego. Takie święta kocham najbardziej. Głośne, w gronie całej rodziny, przepełnione miłością. Za każdym razem jak obserwuje takie wydarzenia wiem, że chce aby moje święta wyglądały właśnie tak w przyszłości.