sobota, 12 marca 2016

64. Dzień przedstawienia.

Co za męczący dzień xD

Mam nadzieję, że Wasz był lepszy ^^
Jeśli nie, może wieść o nowym rozdziale Wam go poprawi xD 
Poprawi /polepszy ? 
Nie ważne xD


Na serio jestem zmęczona xD


Do następnego ! XD

--------------------------------------------------------------
Jestem w totalnym szoku. Zaczęłam się osuwać na podłogę. Ma tupet... Jakby nigdy nic zostawił mi tu kwiaty.... Ach ? Dlaczego ja płacze ?
- Rosie ? Co się stało ? - podbiegł do mnie tata. Uklęknął obok mnie. Spojrzałam na niego.
- Od kogo te kwiaty ? - zapytał
- Pewnie od Kastiela. - wtrąciła się moja mama
- Tego Kastiela ? - mruknął mój tata. Nagle niesamowicie się wkurzyłam. Rzuciłam bukiet gdzieś przed siebie.
- Nie mógł po prostu zapomnieć ?! - krzyknęłam
- Evi ? Wbrew wszystkiemu chyba jesteście...
- Nie jesteśmy Tato. Już dawno. Wbrew pozorom... Aaaagr ! Nienawidzę go ! - mój tata wstał, z wrodzoną gracją podniósł bukiet i poszedł w stronę kuchni. Po chwili wrócił z pięknym uśmiechem i usiadł obok mnie.
- Nikt nie jest wart nawet jednej Twojej najmniejszej łzy, a szczególnie on. - przytulił mnie - A poza tym,  płakać przez takiego prostaka we własne urodziny, to oznaka samokrytyki.
- Haha... Samokrytyki ? - zaśmiałam się
- Miałaś się uśmiechnąć, zadziałało. - odsunął się ode mnie i wyszczerzył. Przejechał rękoma po moich policzkach. - Moja piękna córeczka.... Po co ci chłopacy ? Tylko moczą twoje piękne oczęta. Ja powinienem ci wystarczyć.
- Tato.... - mruknęłam udając urażoną
- No co ? Jestem facetem. - teraz to on udaje urażonego. Zaśmiałam się. Zawsze robi taką zabawną minę jak jest naburmuszony.
- Eeh.... Kocham Cię Tato. - przytuliłam się do niego
- Ja ciebie też. A dowiem się co zaszło ?
- Czasami niewiedza jest zbawienna, Isaac. - wtrąciła się moja mama
- Ale lepiej usłyszeć prawdę, niż snuć domysły...
- Zaufaj mi, to wcale nie jest lepsze. - wyszczerzyła się mama. Tata pomógł mi wstać. Postanowiliśmy pooglądać jakieś stare zdjęcia. Dawno tego nie robiłam, takie miłe, stare wspomnienia.
- Ooo a gdzie to ? - zapytałam patrząc na zdjęcie. Byłam gdzieś z mamą. Dookoła zielono i pełno małych królików.
- Lily, to chyba było na Okunoshimie ?
- Taaak. Dokładnie tam. Pamiętasz jak napadły Cię te króliki Isaac ? Hahahaha
- Ile miałam tu lat ? - zapytałam
- Ooooch... Chyba 4.
- Aiii.... Czemu nic nie pamiętam ? - mruknęłam
- Mogła mieć w sumie 3. - wtrąciła się mama - Wtedy wzięliśmy ją pierwszy raz w tamte rejony Japonii.
- Aaa możesz mieć rację.
- Ooo tutaj w Wenecji u Aurelii. Jak tam było pięknie.... - westchnęła
- W ogóle, co u cioci ?
- A nic nowego. Andrè cały czas pracuje, a ona siedzi w domu z małą Valentiną.
- Oooch ile ona już ma ?
- 4
- Już ? Matko... Jak ten czas leci... - westchnęłam
- Musimy się kiedyś wybrać do mojego drogiego rodzeństwa. - stwierdził
- Jestem za Tato.... Dawno nie widziałam kuzynostwa.
- Jak sie poszczęści, może zjada się na święta. - uśmiechnął się. Uwielbiam te zjazdy rodzinne. Rodzina od strony taty jest niesamowicie rozproszona po Europie. Rzadko ich widzę. Chce już święta.... Dobrze, że to już niedługo.
- Tato, za tydzień wystawiamy sztukę. Przyjdź z mamą.
- Jaka sztuka ?
- Romeo i Julia. Chce czy nie gram główną rolę...
- No i pięknie. Nie ma opcji, że mnie nie będzie. - uśmiechnął się.
- Super. - wyszczerzyłam się. Długo sobie tak posiedzieliśmy. Dobrze, że dzisiaj piątek.
Posiedziałam z rodzicami do ok 1. Zrobiłam się śpiąca.
- Pójdę już spać. Dobranoc. - powiedziałam i poszłam na górę. Kiedy przebrałam się w piżamę i miałam już zamykać drzwi usłyszałam krótką wymianę zdań rodziców.
- Lily, moi rodzice zapraszają twoich na święta.
- Isaac....
- No co ? Spójrz na to z tej strony, nie wiadomo czy Mary przyjedzie. A po co mamy się kręcić ?
- Mamy ?
- No chyba polecisz ze mną i Rose do moich rodziców ?
- Przypominam ci, że jesteśmy po rozwodzie.... I to nie rok czy dwa.... Jak to będzie wyglądać ?
- I co z tego, że jesteśmy po rozwodzie ? To nie ma znaczenia.
- Ma...
- Zastanów się nad tym. Według mnie to dobra opcja. - zamknęłam drzwi i położyłam się do łóżka. Z całą pewnością byłby to dosyć ciekawe.... Ale mama ma rację. Są kilka lat po rozwodzie i nagle pojawiłaby się na wigilii ? Eh.... Niech robią co chcą. Ważne, że się nie kłócą.
                                                      **
Od piątku dni leciały jak szalone. Mam wrażenie, że przed chwilą wstałam, w słoneczną sobotę i pojechałam z tatą na zakupy, a tutaj nagle jest już kolejny piątek. Stoję przed lustrem i jestem malowana przez Rozalie. Dzisiaj dzień wystawienia sztuki. Ten tydzień był taki nerwowy. Że myśmy się wszyscy tutaj nie pozabijali to jakiś cud.
- Pierwsze akty... Na scenę, raz raz raz ! - krzyknął Borys.
- Tybalt, Benwolio i dwóch co się kłóci. - odezwał się Frazowski. Więc się zaczęło. Wzięłam głęboki oddech.
- Denerwujesz się ? - podszedł do mnie Lysander.
- Ach ? Nieee... Wszytsko jest ok. A ty ?
- Trochę boje się że zapomnę tekstu...
- Hahahaha.... Dasz sobie radę ! - zaśmiałam się i poklepałam po ramieniu. Przez przygotowania do sztuki dosyć się do niego zbliżyłam.
- Boże jak się stresuje..... - podeszła do nas Su.
- Spokojnie.... Będzie ok. - uspokoiłam ją.
- Muszę iść. - powiedział Lys
- Powodzenia ! - krzyknęłyśmy równo.
- Po tej scenie jest chyba scena balu nie ? - zapytała Suśka
- Tak... Od razu Kapulet zaprosi w ramach pojednania Montekiego.
- W takim tempie szybko pójdzie. - uśmiechnęła się. Chwilę jeszcze postałyśmy. W końcu przyszedł po nas Frazowski.
- Zaraz wychodzicie. - oświadczył, poszłyśmy za nim. Przed wejściem na scenę stała już Kim. Uśmiechnęłam się do niej. Dostałyśmy znak od Borysa. Weszłyśmy.
- Tu jesteś córko. - zaczęła Kim
- Szukał mnie ktoś ?
- Mama. - odpowiedziała Su
- Muszę z Julią porozmawiać, zostań Marto, Twoja obecność mi potrzebna być może. Julia już wiek ma piękny, prawda ?
- Ach, prawda.... Dojrzała się stała.
I tak recytowałyśmy nasze linijki. Miałam wrażenie, że stoję tam już wieczność. W końcu wyszłyśmy. Minęłam się z Kastielem na schodach. Uśmiechnął się tajemniczo. Moje serce zadrgało. I wcale mi się to nie spodobało.
                                              *
Czyżbym się denerwowała ? Przede mną najsłynniejsza scena w dziejach literackich. Uspokój się Rose.... Dasz rade... Borys pomógł mi wejść na pseudo balkon. Ustawiłam się jak powinnam i spojrzałam przed siebie.
- "(...) Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem. Wnijdź cudowne słońce, zgładź zazdrosną lunę, która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś od niej piękniejsza. (...)"
- Och.... - teatralnie westchnęłam i na prawdę bardzo musiałam ze sobą walczyć, żeby nie zacząć się śmiać jak to zwykłam robić na próbach.
- " (...) Coś mówi ! Mów dalej uroczy aniele. (...)"
- " Romeo ! Czemuż ty jesteś Romeo ? Wyrzecz się swego rodu, rzuć te nazwę. Jeśli tego uczynić nie możesz, to przysięgnij wiernym być mojej miłości, a ja przestane być z krwi Kapuletów " - po krótkiej wymianie zdań Lys wszedł do mnie.
- " Zabiliby Cię, gdyby cie ujrzeli. " - powiedziałam. Po kolejnych dialogach coraz to bardziej zaczęłam się wczuwać w rolę. Lys podszedł do mnie i pocałował po czym zszedł z balkonu.
- " Sen na twe oczy, pokój w pierś niech spłynie. Obym był z nimi w tej błogiej godzinie. (...)" - w końcu skończyła się ta scena. Jeszcze tylko takie 2 kluczowe mnie czekają. W tym jedna z udziałem Kastiela....
                                               *
- Gotowa ? - podszedł do mnie Kastiel. Uśmiechnął się głupio.
- A ty ?
- Powiedzmy.
- Jakim cudem ty dostałeś tą rolę ? - parsknęłam śmiechem
- Też się zastanawiam... Może zmienimy trochę scenariusz? Co ty na to ?
- Co ty masz na myśli ?
- Jestem Kapuletem, mogę Cię wydać za siebie.
- Chyba w twoich snach. W tamtych czasach kaziroctwo było raczej nielegalne.
- A czternastolatka mogła przespać się z chłopakiem ? Bezsens.... - zaśmiałam się. Nieco się uspokoiło między nami. To przez te próby.... Ech.... To w sumie dobrze... Ale nadal nie usłyszałam z jego ust czegoś konkretnego.
Nie można mieć wszystkiego. Dobrze, że się uspokoiło.
Wywołali nas nas scenę, gdzie Julia dowiaduje się o ślubie z Parysem. Niedługo już koniec. Od tej sceny jakoś czas zaczął szybko lecieć. Scena za sceną. Nagle wisiałam nad "ciałem" Lysandra, czyli Romea. Chwilę później " odebrałam sobie życie ". Ostatnie monologi i..... Koniec.
Wszyscy zebraliśmy się na scenie i ukłoniliśmy.
- Zapraszamy na poczęstunek. - na scenę weszła zapłakana dyrektorka. Aż tak ją to poruszyło ? Niesamowite. Zeszłam ze sceny, czekał już tam na mnie tata. Wyściskał mnie i zaprowadził do mamy.

7 komentarzy:

  1. Fajny rozdział :D Czekam aż coś ponownie się rozwinie między Kastielem a Rose :* Nie mogę się doczekać następnego rozdziału a do tego czasu życzę weny i pozdrawiam :* !

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział. Uwielbiam tego bloga <3 Pisz szybko następne rozdziały bo nie mogę się doczekać. Weny życzę i do następnego ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Mój ulubiony blog, a trochę ich czytam :D
    Czekam na więcej i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh czytam ten blog od 1 rozdziału jest moim ulubionym oby Rose i Kastiel byli znowu razem

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie rozdzial dużo nie wniósł do całości, ale takie chwile są potrzebne,żeby znowu coś wybuchło ;D czekam na nexta i ta sztuka pewnie wypadła wspaniale z udziałem Lysandera i Rose ;)

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. A może Rose będzie z Lysiem? ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały żeby dowiedzieç się jak zamierzasz to między nimi rozegrać :3
    ~Shadow

    OdpowiedzUsuń